piątek, 18 maja 2018

Rozdział 12


W jednej chwili stało się tyle rzeczy, że postronnemu obserwatorowi z pewnością zakręciłoby się w głowie.
Bella nagle zupełnie się zmieniła. W jej krwistoczerwonych oczach błysnęła wściekłość, mięśnie napięła do granic wytrzymałości. Owszem, niby spodziewałam się tego w każdym momencie, ale... zdezorientowało mnie to. Bo nie wyglądała jak ogarnięta szałem nowo narodzona. Ona była wściekła, ale... nadal myślała. Pewnie dlatego właśnie nie zareagowałam odpowiednio szybko.
Wampirzyca jednym susem rzuciła się Jacobowi do gardła. Edward coś krzyknął, ruszył za nią, lecz zanim zdążył ją pochwycić, z głośnym hukiem zderzyła się z miękkim ciałem...
Tylko że to miękkie ciało nie należało do Jacoba. Tak to pewnie powściekałabym się, poprzeklinała, nawarczała na każdego po kolei... Nie! Ten kretyn Seth postanowił zasłonić nowego Alfę swoim ciałem.
Bezwolnie patrzyłam, jak piaskowy wilk ze skowytem uderza w pobliskie drzewo i zamiera na ziemi. Czułam się jak sparaliżowana, jakby całe moje ciało, łącznie z myślami, wpadło w dziwne, niemożliwe do zwalczenia zawieszenie. Przerażająca cisza, jaka po tym zapadła, prawie złamała moje ledwo co uleczone serce na pół.
Boże, żeby on się poruszył. Żeby chociaż zaskamlał. Błagam, niech on...
Uświadomienie sobie tego, co właśnie mogło się stać, zajęło mi dużo czasu, ale gdy już wszystko zrozumiałam, decyzję podjęłam w ciągu sekundy.
Tak, widziałam, co nowo narodzony wampir może zrobić z wilkołakiem. Widziałam, co Bella przed chwilą zrobiła mojemu bratu. Ale guzik mnie obchodziło, co stanie się ze mną. Ja chciałam zabić.
Z dzikim rykiem skoczyłam w jej stronę, już szykując się do zaciśnięcia zębów na twardym, wampirzym gardle. Odbiłam się od ziemi najmocniej, jak potrafiłam, zostawiając w niej bruzdy po pazurach. Przeszybowałam kilka metrów w powietrzu, by wreszcie dosłownie staranować dziewczynę, popchnąć na ziemię, oprzeć się na niej całym ciężarem i...
Poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu. Zaskowyczałam, szarpnęłam się wściekle, spróbowałam okręcić i odgryźć przeszkadzającą rękę, lecz kolejny silny chwyt unieruchomił mi szyję. Jacob i Edward odciągnęli mnie wspólnie i wcisnęli w przydługą trawę, choć robiłam dosłownie wszystko, by się oswobodzić. Niestety obaj wiedzieli, jak dobrze mnie złapać – choć pod postacią gigantycznego wilka, nie miałam z nimi najmniejszych szans.
Leah!
Leah, uspokój się! – krzyczał Sam. – Przestań!
No cóż. Wtedy na dobre przekonałam się, że nie należę do żadnej sfory – rozkaz Alfy, przydający dziwnego pogłosu każdemu jego słowu, wcale na mnie nie działał. Miałam go tak bardzo gdzieś, że mocniej się już chyba nie dało. Jeszcze raz spięłam się maksymalnie, odepchnęłam tylnymi łapami, niemalże przekręciłam na grzbiet, i kłapnęłam szczękami kilka centymetrów od twarzy Edwarda. Gdyby tylko mocniej się pochylił...
Leah, już dobrze!
Zamarłam, dosłownie jakby ktoś wyłączył mnie jakimś przyciskiem. Ten głos... Z trudem spojrzałam za siebie, gdzie Seth podnosił się z ziemi. Czułam w jego myślach, że coś go boli, widziałam, że nie jest do końca w porządku – nie był w stanie oprzeć ciężaru ciała na łapie – ale... żył. I tylko to się dla mnie liczyło.
Uścisk Jacoba zelżał, więc korzystając z okazji poderwałam się i doskoczyłam do brata.
Nic ci nie jest? Gdzie cię boli? Co ci zrobiła? – zadawałam pytania z prędkością światła, ze strachem oglądając go z każdej strony. Drżałam tak mocno, że zaczynałam się bać, czy przypadkiem nie przemienię się niechcący w człowieka na oczach wszystkich.
Spokojnie, żyję, nie histeryzuj tak! – Wywrócił oczami, ale aż pisnął, gdy dotknęłam nosem dziwnie wklęsłego boku. – Auć!
Aż mi się słabo zrobiło.
Żyjesz? A to co niby jest?! Co ja matce powiem?! – Miałam wrażenie, że przestaję logicznie myśleć.
Seth...
Drgnęłam i jednym skokiem wysunęłam się przed brata, gdy tylko usłyszałam Bellę. To, że w jej głosie pobrzmiewała nutka paniki i całkiem sporo troski, nie obchodziło mnie ani odrobinę. Wyszczerzyłam kły na znak, że nie zamierzam pozwolić jej się zbliżyć.
Zignorowała mnie. No aż się zapowietrzyłam.
Seth, Boże, tak mi przykro! – Prawie załamała ręce. – Ja... Ja nie chciałam, naprawdę! Chyba po prostu... nie przypuszczałam, że mam tyle siły...
Nic się przecież nie stało, rozumiem – odparł beztrosko Seth. – Przecież nie miałaś na to wpływu. Ja też bym się na twoim miejscu wkurzył.
Podczas gdy Edward tłumaczył jego myśli żonie, ja obejrzałam się na wilka morderczo.
Jak to nic się nie stało?! Ona mogła cię zabić, idioto!
Mogła zrobić krzywdę Jake'owi... – zaczął, ale nie zamierzałam słuchać jego wytłumaczeń.
Istnieje coś takiego, jak instynkt samozachowawczy – wycedziłam. – Jego też czasami posłuchaj! Nie jesteś prawdziwym wilkiem, do cholery! Jacob i tak by sobie poradził!
Odrobinę zdziwiło mnie to, że pochylił się lekko i przytulił uszy do czaszki, ale nie dałam niczego po sobie poznać.
Seth, Leah, przestańcie wreszcie! – wycedził Sam.
A ty nadal tu jesteś?! – warknęłam.
Na chwilę zaniemówił.
Leah, posłuchaj – odezwał się zdecydowanie spokojniejszym tonem. – To był moment. Gdyby Seth miał choć chwilę więcej na zastanowienie, z pewnością nie zrobiłby czegoś tak głupiego...
Ja tam mam wątpliwości – burknęłam, posyłając kulącemu się wilkowi mordercze spojrzenie.
Fakt, pewnie też chciałbym Jake'a chronić. Przecież od tego tu byłem, nie? – pisnął.
Martwy na nic mu się nie przydasz!
Leah, sama nie zachowałaś się najrozsądniej – przypomniał Alfa. – Ten atak – co to niby było? Dlaczego się na nią rzuciłaś?! A jakbyście sobie zrobiły krzywdę?!
Myślałam, że on nie żyje!
Zapadła cisza. Od pozostałych wilków wyczułam coś na kształt skruchy, Seth zaś spojrzał na mnie nieco... przychylniej.
Poważnie? Aż tak się o mnie martwisz?
Noż kurna, czemu was to tak dziwi?! Jesteś moim bratem, nie?!
Choć nikt nie sprecyzował myśli, ich barwa podziałała lepiej, niż jakiekolwiek słowa. Nabrałam gwałtownie powietrza, cofnęłam się kilka kroków, jakby ktoś mnie uderzył. Choć patrzyłam w pustkę, nie potrafiłam zamknąć oczu.
Bo oni chyba faktycznie mieli mnie za bezduszną sukę. Za kogoś, kto dla własnej satysfakcji potrafił zniszczyć czyjeś życie, jeśli tylko mógł mieć dzięki temu gwarancję, że będzie mu przyjemniej. Za kogoś tak skupionego na sobie, że niedostrzegającego niczego oprócz własnego cierpienia... Nie powiem, zabolało. Tak jest, ja sama starałam się pozować na kogoś nieposiadającego uczuć, tylko że... jak rany, przecież oni siedzieli mi w głowie. Powinni wiedzieć równie dobrze, jak ja sama, jak jest w rzeczywistości. A tu...
Po prostu zaniemówiłam. Ten krótki moment, gdy przez moją głowę przeleciało kilka szczerych wilczych myśli, był dla mnie jak cios prosto w żołądek. Miałam ochotę zacząć skamleć, zwinąć się w kłębek i schronić w najbliższej dziurze, z której mogłabym nie wypełzać do końca świata.
Czy naprawdę byłam tak beznadziejna, że nikt nie potrafił mnie pokochać? Ba! Bym ja sama nie umiała obdarzyć kogoś mocniejszym uczuciem?
Ale przecież kochałam! Kochałam rodziców, kochałam Setha, kochałam Sama... Ale czy ja cokolwiek dla nich znaczyłam?
Co tu się stało? – Carlisle, który jakiś czas wcześniej wyszedł z domu, wreszcie odzyskał głos. Jednym spojrzeniem obrzucił kulącego się Setha, przerażoną Bellę i Jacoba, który jeszcze nie podniósł się z ziemi po szarpaninie ze mną, i błyskawicznie wyciągnął wnioski. – Seth, przemień się. Ktoś powinien cię obejrzeć.
Piaskowy wilk skinął pokornie łbem i mocno utykając, zniknął w krzakach.
Obserwowałam to wszystko tak, jakby jednocześnie mnie tam nie było.
Leah, posłuchaj... – odezwało się gdzieś w mojej głowie. Nie chciałam nawet wiedzieć, który z nich raczył się wytłumaczyć – warknęłam tylko i natychmiast spróbowałam schronić swoje myśli za murem. Miałam wrażenie, że przez tych kilka dni, gdy nie był mi potrzebny, zdążył osłabnąć na tyle, że nikt nie będzie miał problemu ze sforsowaniem go.
Seth wyszedł wreszcie z krzaków, tuląc do boku bezwładną prawą rękę. Wraz z wampirami zniknął w domu, wcześniej jeszcze pytając mnie spojrzeniem, czy nie chcę iść z nimi. Nie chciałam. Istniało zbyt duże ryzyko, że kogoś przy tym zamorduję. Poza tym... odkąd tylko Bella obudziła się w swojej nowej, nadludzkiej rzeczywistości, czułam się tam po prostu jak intruz. Alice i Esme z całych sił próbowały przekonać mnie, że przecież nic się nie zmieniło, że nadal jestem członkiem rodziny, że zawsze będę u nich mile widziana, ale nie mogłam się do tego przekonać. Zwłaszcza teraz. Nie dość, że Bella i tak mnie nie lubiła, to jeszcze teraz, gdy o mało co nie zdekapitowałam jej już pierwszego dnia wiecznego życia... No, to chyba po prostu było niewskazane. Wściekłość nie opuściła mnie jeszcze na dobre, opanowując całe ciało serią ognistych dreszczy. Mając nadzieję, że dzięki temu przestanę zwracać na nie uwagę, podbiegłam do okna salonu, przez które miałam nadzieję widzieć, co dzieje się z bratem.
Syknęłam, gdy zapatrzona we wnętrze, nie zauważyłam strumienia i wlazłam w niego z całym impetem. Jeszcze tylko lodowatej wody mi brakowało.
Carlisle posadził Setha na kanapie, szybko przyniósł wszystkie potrzebne rzeczy i zajął się opatrywaniem prawego barku chłopaka. Musiałam przyznać, że w ludzkim ciele jego obrażenia mniej rzucały się w oczy – może zgruchotana kość jakoś przesunęła się podczas przemiany... Nie wnikałam. Na samą myśl o nastawianiu złamania robiło mi się słabo.
Bella przycupnęła obok poszkodowanego, z nerwów zupełnie nie wiedząc, co powinna zrobić z dłońmi. Gołym okiem widać było, że czuje się po prostu koszmarnie – wyrzuty sumienia zżerały ją tak, że niemal słyszałam gromkie chrupanie.
Dobra, chyba nie powinnam...
Ech, może i nie powinnam, ale nie obraziłabym się, gdyby to chrupanie mogły powodować moje kły.
Nowo upieczona wampirzyca przygryzła wargi bardzo ludzkim ruchem i odezwała się słabo:
Seth, nie...
Bella, nie przejmuj się tym tyle – przerwał jej. Poważnie, to był kolejny z tych momentów, gdy zastanawiałam się nad jego zdrowiem psychicznym – opatrywanie połamanych kości widocznie jawiło się dla niego jako świetna przygoda. I on jest ze mną spokrewniony? – Naprawdę, nic takiego się nie stało – zapewniał, szczerząc się idiotycznie.
Do tego wszystkiego włączył się jeszcze ryży:
Bello, skarbie, nikt nie ma ci tego za złe. I tak bardzo dobrze sobie radzisz.
Zaraz rzygnę tęczą – burknęło coś w moich myślach.
Ciekawa jestem, czy w końcu dopuszczą ją do słowa – mruknęłam, zapominając, że miałam być na chłopaków zła. – Jak na razie ciągle jej przerywają.
Skupiłam się na Edwardzie. Jak na złość, ciągle miałam wrażenie, że ta ruda pijawka nie wygląda na zmartwioną – o nie! On chyba ledwo powstrzymywał się od śmiechu!
Co cię tak bawi, ty ryży bałwanie, co? A jakby tak tobie ktoś parę kosteczek poprzestawiał?
Seth skrzywił się, gdy Carlisle mocniej nacisnął na jego bark.
Przepraszam, przepraszam! – jęknęła Bella.
Bella, luzik! – Mój niedorobiony brat poklepał swojego niedoszłego kata po kolanku. Jednocześnie Edward przylepił się do wampirzycy z drugiej strony, głaszcząc uspokajająco po ramieniu.
A mnie kto pogłaszcze? – sarknęłam w myślach. – Też bym chciała!
Embry nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Tymczasem Seth kontynuował swoją tyradę chorego psychicznie.
Za pół godzinki będę zdrów jak ryba! Miałaś prawo się zdenerwować, gdy usłyszałaś o Jake'u i Ness... – W ostatnim momencie ugryzł się w język i szybciutko zmienił temat: – To znaczy, nawet go nie ugryzłaś ani nic. To by dopiero było.
Niektórym by się należało.
Jestem okropna... – Ukryła twarz w dłoniach.
Skądże znowu. Powinienem był... – zaczął Edward.
Daj spokój – ucięła stanowczo.
Przez chwilę panowała cisza. Przerwał ją dopiero Seth, wyraźnie zamierzając w pełni wykorzystać okazję do obgadania wszystkiego ze swoimi kochanymi pijaweczkami.
Dobrze, że Ness... Renesmee nie ma w ślinie żadnego trującego jadu, skoro w kółko Jake'a podgryza.
Podgryza go? – Wampirzyca spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Non stop. Jeśli tylko on albo Rose dostatecznie szybko nie podsuwają jej czegoś do jedzenia, a raczej do picia. Rose uważa, że to strasznie zabawne.
Też tak uważam, ale postarałam się zignorować ciążące mi już od jakiegoś czasu poczucie, że wredna Barbie jest do mnie naprawdę podobna.
No cóż, Seth – odezwał się Carlisle, prostując się i odsuwając od rannego. – Myślę, że na razie to wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. Postaraj się teraz nie ruszać przez, hm, pewnie kilka godzin. Ach! – roześmiał się. – Żeby leczenie ludzi przynosiło równie szybko takie wspaniałe rezultaty! – Seth już okręcał się, żeby odpowiedzieć, więc położył mu dłoń na głowie, by go powstrzymać. – Żadnego wiercenia się!
Chyba da się tak wysiedzieć – uznał Seth i jak na zawołanie ziewnął potężnie. Poprawił się na kanapie, jakby zamierzał natychmiast skorzystać z okazji i oddać się regenerującej drzemce.
A co z Leą? – dopytał lekarz. – Czy coś jej się...
Poradzi sobie – zbagatelizował Edward.
Dzięki, bałwanie – warknęłam, mając nadzieję, że usłyszy.
Bella chwilę przyglądała się śpiącemu wilkołakowi, wreszcie wstała ostrożnie i wraz z mężem podsunęła się do przeszklonej ściany. Gdy jej krwistoczerwone spojrzenie spoczęło na moment na mnie, wyszczerzyłam zębiska w potwornym grymasie, mając nadzieję, że wystarczająco jasno wyraziłam to, co najchętniej bym z nią zrobiła.
Oj, coś mam takie wrażenie, że będę dzisiaj spać na dworze.
Potrząsnęłam stanowczo łbem, próbując jakoś wyrwać się niewesołym myślom. Było mi obrzydliwie mokro i potwornie zimno. Gdzie ta moja słynna odporność na niskie temperatury? No cóż, podczas gdy reszta sfory nie widziała żadnego problemu w paradowaniu w samych szortach, ja wciąż rozglądałam się za ciepłym kocem. Co to było, jeśli nie kolejny przykład na to, że jestem inna niż wszyscy?
Jakoś nie potrafiłam nazwać tego wyjątkowością.
Odsunęłam się od okna, weszłam trochę głębiej w las, wiedząc, że minie jeszcze sporo czasu, zanim będę mogła bezpiecznie spróbować wrócić do swojego pokoju. Teraz wszystkich czekało mrożące krew w żyłach zapoznanie mamusi z ciepłokrwistą pociechą. Możliwości były dwie: albo Bella zwyczajnie dzieciaka zeżre, dzięki czemu skończyłaby się większość moich kłopotów, albo zwieńczy się to wzruszającą scenką wzajemnej miłości, jakich w ciągu tego dnia widziałam już wystarczająco dużo. Cokolwiek by to nie było, wolałam zająć się czymś innym.
Skupiłam się dokładnie na tym, co byłoby moją rolą jeszcze kilka dni temu – odnalazłam wydeptaną w leśnej ściółce ścieżkę, wciąż przesiąkniętą wilczym zapachem, wkroczyłam na nią bez żadnych obaw i zajęłam się patrolowaniem swojego nowego terytorium. Moje ciało bez żadnego trudu odnalazło znajomy rytm, umysł automatycznie przystosował się do wnikliwszego oglądania otoczenia. Teraz byłam tylko ja i miejsca, które należało sprawdzić, by zapewnić innym bezpieczeństwo. Od tego byłam. To było moim zadaniem. Tak było dobrze.
Z każdą chwilą coraz mocniej przekonywałam się do tego, by za jakiś czas jednak wybrać się do domu i Bellę przeprosić. Właściwie to chyba faktycznie nie miałam czym się przejmować – byłam przygotowana na to, że jako nowo narodzona może wpaść w szał z byle powodu, a sytuacja z Sethem przecież nie była jej winą, skoro sam jej się podłożył. W dodatku wszystko w gruncie rzeczy dobrze się skończyło. Tak, ja też mogłam się przestraszyć, ale to chyba tym bardziej powinno nakłonić mnie do próby rozmowy? Ona też się tym przejmowała, prawda?
Gdy tak próbowałam przekonać samą siebie, mało brakło, a bym w kogoś wlazła. Moja przyszłość wampirzej strażniczki chyba wcale nie rysowała się w takich barwach, jakich mogłabym sobie życzyć – chwila rozproszenia, i co? Na szczęście to była tylko roześmiana, niemal podrygująca w miejscu Alice...
Zaraz.
Dobrze, że jesteś! – O ile to w ogóle możliwe, na mój widok ucieszyła się jeszcze bardziej. – Chodź szybko do domu, dzisiaj wielki dzień!
Wywróciłam tylko ślepiami, jakbym chciała żałośnie zawołać „co jeszcze?!”. Na ten widok poklepała mnie po karku i nachyliła się do mojego ucha, jakby miała zdradzić mi wielką tajemnicę.
Bella ma dzisiaj dziewiętnaste urodziny. Szykujemy jej niespodziankę. A dla ciebie chyba będzie to całkiem niezły pretekst do przeprosin, nie uważasz?
Nawet specjalnie nie zdziwiłam się tym, że już wie o naszym drobnym „spięciu”. Posłusznie potruchtałam za wampirzycą, mając nadzieję, że nie będę tego zbytnio żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz