piątek, 12 stycznia 2018

Rozdział 6


Następny dzień toczył się własnym rytmem. Oprócz tego, że zdecydowaną jego większość przespałam, zwinięta w ciasny kłębek na kępie gryzącego mchu, minuty i godziny zlewały mi się w jedno – ciągłe patrolowanie okolicy było tak niesamowicie monotonne, że momentami zdarzało mi się podczas tego całkowicie wyłączać.
I właśnie to mnie, cholera, gubiło.
Myślałam o Samie. Wstyd było przyznać, ale słowa, które kazał przekazać Jaredowi, rozdrapały starą ranę, którą nadal miałam w miejscu serca. Pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę z absurdalności sytuacji i własnej głupoty, gdzieś na samym dnie świadomości nadal migała mi ta idiotyczna iskierka nadziei. A może naprawdę on mnie potrzebuje? Może jeśli wrócę, wszystko będzie jak dawniej – znajdę schronienie w jego ramionach, stopimy się w jedno, będę jego małą Lee-Lee? Pamiętałam, że wpojenia nie da się zerwać, a jednak za nic nie umiałam odgonić tych rozterek. Męczyły mnie nieustannie. Gdy zdarzało się, że trwaliśmy na jednym patrolu, Jacob i Seth uprzejmie starali się nie słuchać, lecz i tak czułam ich milczące zastanowienie – dlaczego ona nie może przestać? Dlaczego ciągle się tym zamartwia?
Bo prawda jest taka, że ja nadal, pomimo tego wszystkiego, kocham Sama. Nadal nocami, gdy nikt tego nie mógł usłyszeć, marzyłam o tym, jak wraca do mnie, zapewnia o swoim uczuciu i prosi, byśmy znowu byli razem. Dziwiłam się, że Jacob nie potrafił tego zrozumieć – wbrew pozorom był w identycznej sytuacji. Bella wyszła za wampira, jego naturalnego wroga, choć to on kochał ją nad życie i gotów był zrobić wszystko dla jej szczęścia.
Właśnie, gotów był zrobić wszystko. Gotów był poświęcić własne szczęście dla tego, by jej żyło się lepiej. Był ode mnie o niebo lepszy. Ja sama nie potrafiłam czegoś takiego zrobić. Mogłam udawać, że wybaczyłam Emily, że wcale nie bolało mnie to, jak widziałam jej radość na ślubie, ale w głębi serca z całych swoich gasnących w obliczu tej sytuacji sił życzyłam jej śmierci. Każdego dnia narastało we mnie coraz mocniejsze przekonanie, że nie jestem w stanie oglądać ich szczęścia. Że ja nie chcę ich szczęścia. Nie moim kosztem.
Bella umierała, dziecko rosło w siłę, czyniąc coraz większe szkody w jej słabym, ludzkim organizmie. Jacob coraz więcej czasu spędzał u jej boku, nie będąc w stanie sobie tego uświadomić, ale w głębi duszy wiedząc, że to jej ostatnie dni. Że trzeba się pożegnać. Nie chciał przegapić żadnej chwili, którą mógł z nią spędzić.
Oni mieli prawdziwe problemy, a ja jak zwykle myślałam tylko o sobie.
Wampirzy smród coraz mniej mi przeszkadzał. Pierwszą porcję przygotowanego przez Esme jedzenia wyrzuciłam w lesie, bo nie byłam w stanie przełknąć ani kawałka. Z każdą kolejną było jednak lepiej, przyjęłam nawet podarowane ubrania. Zwiewna, biała sukienka na ramiączkach musiała należeć do Alice, bo ubranie wysokiej Rosalie z pewnością okazałoby się na mnie za duże. Miałam wrażenie, że jakbym tylko chciała, bez problemu mogłabym z czasem przyzwyczaić się nawet do sypiania w rezydencji, ale wrodzona duma i przekora nie pozwalały mi się do tego przyznać. Nawet jeśli sama sobie tym szkodziłam.
Jacob wyskoczył z domu Cullenów jeszcze przed świtem. Nękana gorączką Bella poczuła się trochę lepiej, tak więc mógł zejść z posterunku jej prywatnego kaloryfera i zająć się swoimi osamotnionymi wilczymi przyjaciółmi. Otrząsnęłam się z własnych niewesołych myśli i zawołałam:
Witamy rannego ptaszka!
Dobrze, że tu jesteś. Seth dawno zasnął?
Nie powiem, zdziwiłam się barwą jego myśli. Jakiś czas temu obiecywał, że wyruszy ze mną na dłuższy patrol, ale nie przypuszczałam, że to nastąpi tak szybko.
Jeszcze wcale nie zasnął – burknął Seth półprzytomnie. – Ale mało mi brakuje. A co, jestem potrzebny?
Sądzisz, że dasz radę być na nogach jeszcze godzinę?
Jasne. Żaden kłopot. – Zerwał się z ziemi i otrząsnął z sosnowych igieł.
Lecimy na wschód, tak, jak się umawialiśmy – rzucił w moim kierunku. – A ty, Seth, wracaj na naszą stałą trasę.
Zrozumiano. – Puścił się biegiem, już całkowicie rozbudzony.
I znów robię coś, żeby krwiopijcom nie stała się krzywda – pożaliłam się smętnie.
Masz z tym jakiś problem?
Jasne, że nie – parsknęłam sarkastycznie. – Moje kochane pijaweczki! Tak bardzo chciałabym móc je utulić!
Miło mi to słyszeć. A teraz zobaczmy, które z nas jest szybsze.
No, na to zawsze jestem gotowa!
Znajdowałam się na najdalej wysuniętym skrawku naszego terytorium, ale specjalnie wybrałam okrężną trasę. Jacob nie ma ze mną szans. To ja tu jestem najszybsza.
Nos nisko przy ziemi – upomniał mnie. – To nie wyścig, to rekonesans.
Wyłapię wszystkie tropy, a i tak cię wyprzedzę – zapewniłam. I nie przesadzałam.
Wiem, tak tylko gadam.
Parsknęłam śmiechem.
Okrążaliśmy pasmo gór, u którego podnóża stoczyliśmy pamiętną bitwę z nowo narodzonymi wampirami. Zapach pijawek był tu zaskakująco silny. Choć już dawno mogłam wyprzedzić Jacoba, trzymałam się jego prawej strony, nie wysuwając się na prowadzenie. Było mi z tym dobrze. Towarzyszyłam, nie konkurowałam.
Zapędziliśmy się już bardzo daleko – zauważyłam w pewnym momencie.
Zgadza się. Gdyby Sam wystawił tutaj jakieś czujki, już dawno coś byśmy znaleźli.
Zrozumiał, że większy sens ma okopywanie się w La Push. Jak by nie było, to dzięki nam pijawki zyskały trzy pary dodatkowych oczu. Sam wie, że nie da rady ich teraz zaskoczyć.
Sprawdzamy tak tylko na wszelki wypadek.
Nie chcemy narażać przecież naszych drogich pasożytów na niebezpieczeństwo. – W myślach wyszczerzyłam się złośliwie.
Właśnie – przytaknął, ignorując ton mojego głosu.
Bardzo się zmieniłeś, Jacob – wypaliłam w pewnym momencie. – Zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
Ty też już nie jesteś tą Leą, którą kiedyś kochałem – prychnął.
Racja. Czy mniej cię już drażnię od Paula?
Nie wierzyłem, że kiedyś to powiem... ale tak.
Ach, kolejny sukces. – W myślach właśnie wręczyłam sobie nagrodę Nobla.
Moje gratulacje.
Powinniśmy już dawno zawrócić, ale żadne z nas nie miało na to ochoty. Nowe krajobrazy stały się przerwą od monotonni tej samej trasy, na której patrolowaliśmy teren wokół domu Cullenów. Wydeptana ścieżka zdążyła już nam zbrzydnąć, więc gdy działo się coś nowego, trudno było się od tego oderwać. Pomimo tego, że byłam cholernie głodna.
Jacob chyba usłyszał moje burczenie w brzuchu, bo zwrócił na to nieco zbyt intensywną uwagę.
Mniam, mniam – pomyślałam z przekąsem.
To wszystko kwestia nastawienia – próbował mnie przekonać. – Tak odżywiają się wilki. To zupełnie naturalne. I smak wcale nie jest taki zły. Gdybyś tylko nie patrzyła na to z ludzkiej perspektywy...
Daruj sobie – przerwałam mu. – Spoko, zapoluję. Ale lubić tego nie muszę. – Wyglądało na to, że faktycznie będę musiała zmusić się do przełknięcia sarniny lub czegoś równie niezachęcającego. Porcje jedzenia, jakie szykowała mi Esme, były zdecydowanie zbyt małe, a głupio mi było przyznać się do tego, ile tak naprawdę jem. Zbankrutowaliby na mnie.
Jak sobie chcesz. – Jacob postanowił więcej nie interesować się moją dietą.
Nie odzywałam się jakiś czas. Czułam, że muszę mu to powiedzieć, muszę wreszcie wydusić z siebie to wszystko... Tylko ni cholery nie miałam pojęcia, jak ubrać to w słowa.
Dziękuję – palnęłam wreszcie zupełnie innym tonem, niż dotychczas.
Za co? – zdziwił się.
Za to, że mogę tu być. Że pozwoliłeś mi zostać. Potraktowałeś mnie o wiele lepiej, niż powinnam była się tego spodziewać.
Ehm... – Nie przypuszczałam, że w mowie telepatycznej też potrzebne będzie odchrząkiwanie. – To żaden kłopot. Szczerze. Myślałem, że jak cię przyjmę, będzie znacznie gorzej.
Cóż za uroczy komplement! – roześmiałam się.
Uważaj, bo ci się jeszcze przewróci w głowie.
Obiecuję, że będę uważać – pod warunkiem, że tobie nie przewróci w głowie to, co ja mam do powiedzenia. – Zrobiłam przerwę, zbierając tak dokładnie składane w myślach słowa. – Uważam, że jesteś świetną Alfą, Jacob. Nie taką, jak Sam, ale świetną na swój własny sposób. Dobrze jest mieć nad sobą kogoś takiego jak ty.
Zamurowało go do tego stopnia, że na moment zmylił krok.
Dzięki. Tylko z tym przewracaniem w głowie... Nie jestem pewien, jak to ze mną będzie. Kurczę, ale wyskoczyłaś! Co cię naszło?!
Nie odpowiadałam. Wyczułam, że wybiegł myślami w moim kierunku, ale tym razem pozwoliłam, by zobaczył, o czym myślę. A zastanawiałam się nad przyszłością. Nad tym, co powiedział Jaredowi – że sam będzie się włóczył, a ja i Seth wrócimy do domu jak tylko Cullenowie się wyprowadzą.
Chcę zostać z tobą – powiedziałam nagle, czym znowu wybiłam go z rytmu. Był pewien, że poprzestanę na przesłaniu samych obrazów.
Wyhamował gwałtownie i stanął jak sparaliżowany. Zaskoczyło mnie to tak, że sama zatrzymałam się dopiero kilka metrów dalej, ale zawróciłam szybko.
Widząc jego niepewną, wypełnioną wahaniem i szokiem minę, zaczęłam mówić z prędkością karabinowej serii:
Przyrzekam, nie będę dla ciebie ciężarem. Nie będę nawet za tobą chodzić. Będziesz mógł pójść, dokąd będziesz chciał, i ja też pójdę, dokąd będę chciała. – Zaczęłam go okrążać, wymachując niecierpliwie ogonem. – Będziesz tylko musiał ścierpieć to, że będziesz słyszał moje myśli, kiedy oboje będziemy wilkami, ale postaram się nie naprzykrzać. Ja umiem... – Zawahałam się, ale niestety zaszłam za daleko, by teraz zmienić zdanie. Musiałam wyznać mu swoją największą tajemnicę. – Ja mam dar. Umiem odseparować swój umysł od reszty sfory. To trochę tak, jakbym budowała wokół niego mur. Na razie jest słaby i nie zawsze szczelny, ale pracuję nad tym. Jeszcze trochę, i nie będę naprzykrzać ci się nawet tym.
Nie wiedział, co powiedzieć. Pod wpływem nagłego impulsu dokończyłam:
Nie byłam taka szczęśliwa od ładnych kilku lat.
Ja też chciałbym zostać w twojej sforze. Bardzo mi w niej dobrze – odezwał się nagle Seth, który pomimo odległości wszystko słyszał. Nie przejmowałam się – on wiedział. I tak był przy mnie, gdy życie całkowicie mi się zawaliło.
Hej, nie zapędzajcie się! – Wycofał się kilka kroków. – Już niedługo nie będzie żadnej mojej sfory! Teraz mamy jakiś cel, ale gdy go zabraknie... po prostu będę się wałęsał jako wilk. Seth, potrzebujesz jakiegoś celu w życiu. Dobry z ciebie chłopak. Jesteś typem człowieka, który lubi mieć zawsze o co walczyć. A poza tym, nie ma mowy, żebyś opuścił teraz La Push. Musisz skończyć szkołę, zdobyć jakiś zawód. Musisz zaopiekować się Sue. Nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za to, że złamię ci życie.
Ale...
Jacob ma rację – poparłam.
Trzymasz moją stronę? – Spojrzał na mnie dziwnie.
Jeśli chodzi o Setha, jak najbardziej. Ale nic z tego, co powiedziałeś, nie odnosi się do mnie. I tak zamierzałam się wyprowadzić z domu. Znajdę sobie jakąś pracę z daleka od La Push, może zapiszę się na jakieś kursy dokształcające. Pójdę na jakąś terapię, żeby zacząć sobie radzić z wybuchami gniewu. I pozostanę członkiem twojej sfory – żeby nie zwariować. Chyba widzisz, że to ma sens, prawda? Nie będę ci wchodzić w drogę, ty mi nie będziesz wchodzić w drogę, i oboje będziemy zadowoleni.
Odwrócił się i ruszył w stronę domu Cullenów.
To za duża sprawa, żebym mógł od razu podjąć decyzję – westchnął. – Muszę to sobie najpierw przemyśleć, rozumiesz.
Rozumiem, jasne. Nie będę cię popędzać.
Powrót zajął nam zdecydowanie dłużej. Głównie dlatego, że Jacob, wciąż nękany wspomnieniami naszej rozmowy, nawet nie myślał o ściganiu, a raczej starał się uważać, by nie zaplątać się w coś lub nie wpaść na drzewo. Oj, dałam mu do myślenia. Czułam, że jest nawet lekko przerażony wizją tego, że mógłby dzielić każdą najdrobniejszą, najbardziej intymną myśl tylko ze mną. Ja sama umiałam budować mur, lecz jego to nie dotyczyło – napływających z zewnątrz uczuć nie umiałam zablokować tak, jak swoich.
W pewnym momencie mijaliśmy stado jeleni. Nie chciałam tego robić, ale głód niestety wygrywał – musiałam zapolować. Dorwanie jednej sztuki wcale nie było takie trudne – wystarczyło parę niewysilonych susów i już mogłam zatopić kły w gardle kwiczącej w przerażeniu ofiary. Tylko co dalej? Skrzywiłam się na myśl o tym, że mogłabym przełknąć jej mięso. Napływająca nadal ciepła krew, wszystkie ścięgna i żyły, a przede wszystkim sierść – oj nie. Rzygać mi się zachciało.
Jacob, zauważając targające mną rozterki, również powalił jednego z uciekających jeleni. Nie miał oporów – w czasach, gdy nas opuścił i snuł się jako wilk, nauczył się ignorowania swoich ludzkich odruchów i stawiania ponad nie wilczych potrzeb. Bez zbędnych ceregieli wbił kły w parujące mięso i oblizał się ze smakiem. Usilnie wysyłał w moją stronę najbardziej szczegółowe doznania, chcąc mnie w ten sposób zachęcić, ale nie dałam się tak łatwo. Dopiero po dłuższej chwili wgryzłam się w swoją porcję, tylko cudem powstrzymując od wzdrygnięcia i przekleństwa. Na szczęście, gdy na siłę zaczęłam myśleć o czymś innym, udało mi się zapchać żołądek. Działałam jak automat, w zupełnym odrętwieniu, ale przynajmniej wreszcie się najadłam.
To myślenie po zwierzęcemu nie było wcale takie złe – skonstatowałam, gdy skończyłam. Dokładnie wytarłam pysk i łapy o trawę, ale nadal miałam wrażenie, że na sierści utrzymały się ślady krwi. Na szczęście właśnie zaczynało mżyć. – Dzięki.
Nie ma za co.
Gdy dostaliśmy się w okolice domu Cullenów, zdjęliśmy z warty Setha, kazaliśmy mu iść spać i zajęliśmy się standardowym, obrzydłym już patrolowaniem okolicy. Nudziło mi się niemiłosiernie. Nawet pokrzepiająco pełny brzuch nie pomagał. By nie zacząć myśleć o obłędnie pysznych naleśnikach Esme, którymi to mogłabym zmyć z języka smak surowego mięsa, spytałam Jacoba:
Odwiedzisz jeszcze pijawki?
Pewnie tak – westchnął.
Ciężko w tym wszystkim siedzieć, ale tak samo ciężko dać sobie z tym wszystkim spokój, prawda? Wiem, jak się czujesz.
Wiesz co, Leah, lepiej dobrze sobie przemyśl, czy chcesz się ze mną wiązać na dłużej. Już za kilka dni w mojej głowie rozpęta się piekło. Jeśli ze mną zostaniesz, będziesz musiała przez to przejść.
To, co ci powiem, nie zabrzmi za dobrze, ale szczerze. Okej? Łatwiej mi będzie zmierzyć się z twoją tragedią, niż moimi własnymi demonami.
Skoro tak uważasz.
Wiem, że będzie to dla ciebie bardzo mroczny okres. Potrafię sobie wyobrazić, co będziesz przeżywał – może nawet lepiej, niż ci się wydaje. Nie przepadam za Bellą, ale... ona jest tym dla ciebie, kim dla mnie Sam. Jest ucieleśnieniem twoich pragnień, ale nigdy nie będzie twoja. – Zaśmiałam się gorzko. I trochę przez łzy, choć nie chciałam nawet sama przed sobą przyznać, że się rozklejam. Nadal nie wiedziałam, dlaczego mu to wszystko mówiłam. Być może siedziało we mnie zbyt długo.
Nie był w stanie mi odpowiedzieć. Kontynuowałam:
Wiem, że jest ci trudniej, niż mnie, Sam jest przynajmniej szczęśliwy. Przynajmniej żyje i ma się dobrze. Kocham go na tyle mocno, by nie życzyć mu źle. Chcę, żeby spełniały się jego wszystkie marzenia... Tylko nie chcę się temu przyglądać. Temu i Emily.
Czy musimy ciągnąć ten temat?
Myślę, że tak. Bo chciałabym, żebyś zrozumiał, że jeśli pozostaniemy w jednej sforze, nie będziesz dodatkowo przeze mnie cierpiał. Cholera, może nawet cię jakoś wesprę! Nie urodziłam się jako wredna suka. Kiedyś byłam całkiem sympatyczna.
Coś pamięć mnie zawodzi.
Zaśmialiśmy się oboje.
Przykro mi, że tak to się potoczyło. Bardzo ci współczuję. To straszne, że jest coraz gorzej, a nie coraz lepiej.
Dzięki, Leah.
Sięgnęłam do wspomnień Jacoba z kilku ostatnich dni. Na początku próbował się opierać, więc wahałam się na samej krawędzi, niepewna, czy mogę wejść głębiej, lecz w końcu uspokoił się, zauważając, że oglądanie wszystkiego jeszcze raz, lecz z perspektywy osoby trzeciej, przynosi jakąś ulgę. Nie chcąc, by ten dzień okazał się całkowicie przepełniony smutkiem, sięgnęłam też do zabawniejszych wspomnień – na przykład tego, jak nieustannie przekomarzał się z nietrawiącą go Barbie. Rzuciłam kilkoma dowcipami o blondynkach, które mógł wykorzystać w podobnej sytuacji.
Zatrzymałam się na obrazie Rosalie, nagle wpadając w sidła zamyślenia.
Wiesz, co jest w tym najbardziej pokręcone? – spytałam cicho.
Jak dla mnie, to już wszystko po równo. Cały świat stanął na głowie. O co ci dokładnie chodzi?
Ta blond wampirzyca, której tak bardzo nienawidzisz – doskonale ją rozumiem.
Na moment zatrzymał się, myśląc że to kiepski dowcip, ale po chwili zawrzał w nim gniew. Wyczułam, że raczej by mi się oberwało, gdybym była bliżej. Nie miał siły nad tym zapanować.
No, co ty! – zawołałam. – Wstrzymaj się! Daj mi to sobie wytłumaczyć!
Nie chcę tego słuchać. Sama dalej biegaj. – Zaczął przemieniać się w człowieka, przez co wpadłam w panikę.
Jake, czekaj! Zaczekaj! Hej! No, nie bądź taki! – wołałam błagalnie.
Leah, naprawdę, to nie najlepsza metoda na przekonanie mnie, że powinienem w przyszłości spędzać z tobą więcej czasu.
Boże, człowieku, ale z ciebie choleryk. Nawet nie wiesz, co miałam na myśli.
Tak? To co miałaś na myśli?
Miałam na myśli bycie ślepą uliczką genetyki – westchnęłam przeciągle. Nie zdołałam powstrzymać bijącej z głosu pogardy.
Nic nie rozumiem.
A rozumiałbyś, gdybyś nie był taki sam, jak cała reszta? Gdybyś na hasło „kobiece sprawy” nie uciekał, gdzie pieprz rośnie, tak jak każdy inny durny facet, mógłbyś poświęcić im trochę więcej uwagi i rozjaśniłoby ci się w łepetynie.
Wróciłam myślami do zdarzeń po pierwszym miesiącu należenia do sfory. Wiedziałam, że żaden z chłopaków nie chciał wnikać w moje osobiste sprawy, ale ja sama niepokoiłam się tak bardzo tym, że przestałam miesiączkować, że nawet nie chcąc, usłyszeli to i owo. W ciąży nie mogłam być, bo przecież po aferze z Samem nie miałam już nikogo innego, a niepokalane poczęcie raczej nie wchodziło w grę. Moje ciało przestało normalnie funkcjonować. Tylko pozostawała kwestia tego, czy stało się tak dlatego, że zostałam wilkołakiem, czy raczej stałam się wilkołakiem dlatego, że od samego początku coś było ze mną nie tak? Na myśl przychodziły tylko wnioski podobne do stwierdzenia, że nie byłam prawdziwą kobietą. Byłam jedyną taką dziewczyną w historii plemienia, ale nie kobietą. Wszystkie te rozważania potrafiłam bezbłędnie podciągnąć pod to, by jeszcze bardziej dowalić sobie w sytuacji z Samem.
Wiesz, co Sam sądzi o wpojeniu – pomyślałam już trochę spokojniej.
Że to po to, żeby mieć pewność, że nasz ród nie wymrze.
Właśnie. Żeby mieć z kim płodzić słodkie szczeniaczki. Przetrwanie gatunku, nasi górą – te sprawy. Przyciągnie cię ta osoba, z którą będzie się miało największe szanse przekazać następnemu pokoleniu swoje wilcze geny. – Zamilkłam na chwilę. Jacob czekał na dalszy ciąg, a ja cudem powstrzymywałam się, by nie ryknąć płaczem. Wreszcie wydusiłam z trudem: – Gdybym była coś warta, w przypadku Sama padłoby na mnie. – Zabolało. Jacob również musiał to poczuć, bo aż zmylił na moment krok. Niestety, rozklejałam się coraz bardziej. Wpadłam w pułapkę dowalania samej sobie. – Jestem do niczego. Mam jakąś ukrytą wadę. Mimo swoich superprzodków, najwyraźniej nie potrafię przekazać ich wspaniałego genu. Więc zostałam dziwadłem – dziewczyną-wilkiem – bo do niczego innego się nie nadaję. Nie ma co się oszukiwać: jestem ślepą uliczką.
Nie mów tak – zaprotestował. – Z tymi genami to tylko pomysł Sama. Prawda, istnieje takie zjawisko jak wpojenie, ale nie wiemy dlaczego. Billy ma na przykład zupełnie inną teorię.
Wiem, wiem – przerwałam. – Myśli, że przez to nowe pokolenie wilków jest silniejsze od poprzedniego. Bo ty i Sam wyrośliście tacy wielcy – znacznie więksi od wilków z poprzedniej sfory. Ale tak czy siak, mnie to nie dotyczy. Jestem już po menopauzie. Mam dwadzieścia lat i jestem już po menopauzie.
Spokojnie, Leah. To pewnie tylko efekt uboczny tego, że tak często zmieniamy się w wilki i przestajemy się starzeć. Zobaczysz, pobędziesz trochę człowiekiem, to te tam... to coś tam ci się odblokuje.
Może masz rację – tylko co z tego, skoro ze względu na mój rewelacyjny rodowód i tak nikt nigdy nie wpoi sobie mnie? Wiesz, gdyby ciebie nie było w pobliżu, to Seth mógłby rościć sobie prawa do zostania nowym Alfą. Przynajmniej zważywszy na jego koligacje. No bo mnie tam, rzecz jasna, nikt nie brałby pod uwagę...
Naprawdę chcesz, żeby przytrafiło ci się to całe wpojenie albo żeby kto inny oszalał na twoim punkcie? A co jest złego w zwykłym zakochiwaniu się, jak normalni ludzie? Jak dla mnie, z wpojeniem jest tak, jak z rozkazami Alfy – to tylko kolejna odmiana zniewolenia.
Sam, Jared, Paul, Quil... nie wydają mi się nieszczęśliwi.
Bo są jak po praniu mózgu!
Więc wolałbyś uniknąć wpojenia? – zdenerwowałam się.
Jasne, że bym wolał.
Tylko dlatego, że jesteś już zakochany w Belli. A po wpojeniu by ci przeszło. Nie musiałbyś już tak cierpieć. Nie zastanawiałeś się nad tym?
Chciałabyś zapomnieć o tym, co czułaś do Sama?
Sądzę, że tak – odpowiedziałam po dłuższej chwili zamyślenia. – To niesie ze sobą tylko cierpienie. Mam już dosyć cierpienia. Ale wracając do punktu wyjścia – rozumiem, dlaczego ta blond wampirzyca jest taka chłodna. W przenośni, oczywiście. Jest bardzo skoncentrowana, skupiona na osiągnięciu upragnionego celu, zgadza się? Bo zawsze najbardziej chce się tego, czego nie można mieć.
Też byś tak postąpiła? Zamordowałabyś kogoś – bo nie da się inaczej nazwać tego, co ona robi, starając się za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żebyśmy pomogli Belli – zamordowałabyś kogoś, żeby mieć dziecko? Kiedy to odezwał się w tobie instynkt macierzyński?
Nie odezwał się we mnie żaden instynkt macierzyński. W moim przypadku trochę inaczej to wygląda. Ona pragnie dziecka, a ja... sam wiesz. Tak jak ci mówiłam – chcę tego, czego nie mogę mieć.
I zabiłabyś kogoś, żeby odzyskać Sama? Zabiłabyś... Emily?
Postanowiłam nie odpowiadać, tylko kontynuować myśl.
Myślę, że Rosalie nie czerpie przyjemności z tego, że Bella może umrzeć, tylko z tego, że oczekuje dziecka. Przeżywa to trochę tak, jakby sama była w ciąży. Gdyby... gdyby to mnie Bella poprosiła o pomoc... – Zastanowiłam się. – Nie chcę porównywać sytuacji z dzieckiem do sytuacji z facetem. Ale to takie naciągnięcie, żebyś wiedział, co mam na myśli. Choć nie lubię Belli jako osoby, zgodziłabym się.
Jacob zacisnął szczęki i zawarczał głęboko.
Jak już mówiłam, to nie to samo. Ale gdyby istniał podobnie drastyczny sposób, bym mogła odzyskać Sama... Chciałabym, żeby Bella zrobiła dla mnie to samo. I Rosalie też. Obie podjęłybyśmy tę samą decyzję, co Bella.
O nie! Następna się znalazła!
To zabawne, do czego człowiek robi się zdolny, kiedy w grę wchodzi coś, czego nie można mieć. Nie chcę dziecka, nigdy nie chciałam, ale wiem, jak silne to uczucie. I... tak, byłabym w stanie posłużyć się Emily, by odzyskać miłość Sama.
Nie no... Dosyć tego. Mam dość. Koniec tematu, zrozumiano?
Proszę bardzo. – Uśmiechnęłam się nieco zgryźliwie.
Bo w końcu już przyzwyczaiłam się, że nikt nie chce poznać moich myśli. W głębi duszy nie jestem dobrym wilczkiem, a obrzydliwą potrawką z jadowitego węża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz