czwartek, 18 maja 2017

Rozdział 5


Byłam wykończona.
Patrolowałam okolicę, biegłam po wydeptanej ścieżce, jednocześnie kompletnie nie kontaktując, co dzieje się dookoła. Krajobraz migał mi przed oczami, a ja zdawałam się go nie widzieć, bo w tym samym czasie na rzeczywisty obraz nakładały mi się scenki z sennych marzeń. Jestem pewna, że nie zauważyłabym członka watahy Sama, nawet jeśli bym na niego wpadła. Gdyby ktoś złapał mnie od tyłu i uchlał w ogon, może ewentualnie odwróciłabym się, by zmiażdżyć go spojrzeniem, ale z pewnością nie wykrzesałabym z siebie energii na cokolwiek więcej.
Łapy mi się plątały. Prędkość, jak na mnie, utrzymywałam żałosną. Nawet perspektywa tego, że istnieją dwie odrębne sfory i że pokazałam Samowi faka w pięknym stylu, jakoś przestała mnie śmieszyć. Gdy na moment przymykałam oczy, miałam pod powiekami obraz swojego wygodnego, ciepłego łóżka i kubka z gorącym malinowym kisielem. Czułam taką ochotę na kisiel, że aż mnie skręcało. Wszystko bym chyba za niego oddała.
Bijącą od Setha falę niepokoju zauważyłam ze sporym opóźnieniem, ale otrzeźwiła mnie natychmiast. Wryłam pazury wszystkich czterech łap w ziemię i zatrzymałam się, w ostatnim momencie unikając zderzenia z drzewem.
Co się dzieje?! – wysłałam w jego kierunku ostrą myśl.
Jeszcze nie wiem. Coś się zbliża. – Mój brat stał wyprężony na niewielkiej polanie, zdając się nasłuchiwać całym sobą. Stłumiłam wszystkie myśli, przestałam nawet oddychać, jakby miało mu to pomóc.
Sfora! – zawołał w końcu. – To ktoś z nich!
Cholera!
Właściwie jednocześnie unieśliśmy łby ku niebu i podnieśliśmy alarm. Pozorną ciszę rozerwało przeciągłe wycie. Miałam nadzieję, że Jacob jest na tyle rozsądny, by rzucić wszystko, czym akurat się zajmował, i zareagować na nasze wołanie.
Na szczęście dosłownie sekundę później ujrzałam znajomą barwę myśli. Bijąca od niego fala niepokoju prawie zwaliła mnie ze zmęczonych nóg.
Co nie zmienia faktu, że nawet mnie rozbawiło to, że tak jakby zapomniał o rozebraniu się i jego ukochane szorty szlag trafił.
Co jest?! – wykrzyknął, ruszając galopem w stronę alarmującego Setha.
Zbliżają się. Co najmniej trzech – warknął mój brat. Co jak co – ale młody słuch miał fenomenalny.
Rozdzielili się?
Patroluję granicę z przeciwnej strony z prędkością światła, i jak na razie nic – syknęłam i przyśpieszyłam do granic własnej wytrzymałości.
Seth, tylko ich nie atakuj, zrozumiano? – rozkazał nasz nowy Alfa. – Zaczekaj na mnie.
Zwalniają. Uch, to idiotyczne nie móc słyszeć, co kombinują. O! Wydaje mi się...
Co?!
Wydaje mi się, że się zatrzymali.
Czekają na pozostałych?
Cicho! Czujesz to?
Skoncentrowałam się na otoczeniu małego wilka. Powietrze tam jakby delikatnie drżało.
Któryś zmienia się w człowieka?
Na to wygląda – potwierdził.
Wreszcie wypadłam na małą polankę, na której stał. Zatrzymałam się, zarzuciło mną jak rozpędzonym autem.
Mam cię, braciszku – szczeknęłam do Setha, patrzącego na mnie ze z trudem maskowanym politowaniem.
Są coraz bliżej – warknął, zdenerwowany. – Idą. Powoli.
Zaraz tam będę – przyrzekł Jacob, spinając mięśnie do maksymalnego wysiłku. Z niemałą satysfakcją zorientowałam się, że w biegu usiłował dorównać mnie. Bał się, że sfora rzuci się na nas, że coś nam zrobi, że nie zdołamy się przed nimi obronić...
Kto by pomyślał, że miewasz takie opiekuńcze zapędy – rzuciłam cierpko.
Skup się lepiej na tym, co się dzieje.
Jest ich czterech – zaraportował Seth, nadal trwający z nastawionymi uszami, strzygącymi jak dwa radary. – Trzy wilki i jeden człowiek.
Jacob wypadł spomiędzy drzew i ustawił się na naszym czele. Seth szybko zajął pozycję u jego prawego boku, ja podreptałam na drugą stronę, chociaż musiałam przyznać, że szczególnym entuzjazmem mnie to nie napawało.
Czyli Seth stoi wyżej ode mnie w hierarchii – zauważyłam z niezadowoleniem.
Kto pierwszy, ten lepszy. – Posłał mi wredny wilczy uśmieszek. – Poza tym nigdy nie byłaś druga po Alfie. Zawsze to jakiś awans.
Jeśli mam teraz słuchać takiego smarkacza, jak ty, to mam w nosie taki awans! – prychnęłam, niechcący strzelając typowego damskiego focha.
Cicho tam! – upomniał nas Jacob. – Mam gdzieś, gdzie stoicie. Zamknijcie się i przygotujcie.
Tak, jak Seth to przewidział – po chwili zza drzew wyłonili się przybysze. Prowadził Jared w ludzkiej postaci, za nim podążali nadal pozostający wilkami Quil, Paul i Collin. Chłopak unosił dłonie w poddańczym geście, widocznie nie chcąc niczym nas prowokować, żaden z wilków nie okazywał wrogości – starali się jak najmocniej kontrolować. Bali się naszej reakcji.
Tylko dlaczego Collin? Dlaczego Sam nie wybrał Embry'ego? Dlaczego posłał w głąb terytorium wroga dzieciaka, gdy miał pod ręką kogoś doświadczonego? Czułam, że wszystkich nas to zainteresowało.
Może ci tutaj mają tylko uśpić naszą czujność? – zasugerowałam, wybiegając naprzeciw myślom pozostałej dwójki.
A Sam planował zmierzyć się z Cullenami, mając do pomocy tylko Embry'ego i Brady'ego?
Mam to sprawdzić? Dwie minuty i będę z powrotem.
Może powinienem ostrzec Cullenów? – zaniepokoił się Seth.
A co, jeśli chodzi o to, żeby nas rozdzielić? – osadził nas Jacob. – Cullenowie słyszeli wasze wycie. Są w gotowości.
Sam nie zachowałby się tak lekkomyślnie... – szepnęłam, mimowolnie unosząc wargi. Prawda była taka, że próbowałam pocieszyć samą siebie i odegnać wizję czarnego wilka w pojedynkę skaczącego ku pewnej śmierci.
Jasne, że nie – zapewnił szybko Alfa, wysyłając w moją stronę trochę pokrzepiającego spokoju. Nie pomogło – jego też obleciał strach.
Przez cały ten czas delegacja obserwowała nas czujnie. Denerwowało mnie to, że nie słyszę ich myśli – z wilczych pysków i pokerowej miny Jareda nie mogłam nic wyczytać.
Wyraźnie zauważyli, że zaczynamy się coraz mocniej denerwować, bo człowiek odchrząknął i zaczął, kiwając głową naszej Alfie:
Nie mamy złych zamiarów, Jake. Chcemy porozmawiać.
Myślisz, że to prawda? – zaniepokoił się Seth.
Niby ma to sens. Ale kto ich tam wie. – Brunatny wilk po swojemu wzruszył ramionami.
Tak – przytaknęłam bezwiednie. – Ale kto ich tam wie...
Jared nie wyglądał na zadowolonego.
Byłoby mi łatwiej, gdybyś też mógł zabierać głos – powiedział trochę bardziej stanowczo.
Żadne z nas nie drgnęło.
Dobra – poddał się. – Widzę, że muszę powiedzieć ci to, co mam do powiedzenia, i tyle. Jake, chcemy, żebyś do nas wrócił.
Dla potwierdzenia jego słów Quil zaskowyczał błagalnie. Wyglądał jak zmarznięty szczeniak, koczujący pod drzwiami i proszący, by wpuszczono go do domu.
Jesteśmy nadal jedną rodziną. Nie niszcz tego. To nie tak powinno wyglądać. Wiemy, jak bardzo... jak bardzo jesteś zaangażowany uczuciowo w to, co się dzieje u Cullenów. Sami też tego nie bagatelizujemy. Ale z tym odłączeniem się od sfory, to cię poniosło.
Poniosło?! – warknął Seth. – A jak postanowiliście zaatakować swoich sojuszników bez ostrzeżenia, to was nie poniosło, co?!
Seth, słyszałeś kiedyś, co to „twarz pokerzysty”? – Jacob zmiażdżył go spojrzeniem. – Uspokój się.
Przepraszam.
Jared postanowił kontynuować.
Sam jest gotowy jeszcze się wstrzymać. Opadły już emocje, przedyskutował całą sprawę ze starszyzną i doszli do wniosku, że pośpiech nie leży w niczyim interesie.
Z ichniego na nasze: stracili element zaskoczenia – uzupełniłam usłużnie.
Billy i Sue podzielają twoją opinię, Jacob – że można zaczekać, aż Bella... aż Bellę da się z tego wyłączyć. Żaden z nas nie czułby się dobrze, gdyby przyszło mu ją zabić.
Żaden z nich nie czułby się z tym dobrze. Jak miło. – Jacob, przykładnie biorąc sobie do serca własne upominanie Setha za okazywanie emocji, właśnie obnażył zębiska i zawarczał.
Jared znowu podniósł ręce do góry.
Jacob, wyluzuj. Wiesz, co mam na myśli. Najważniejsze jest to, że jesteśmy gotowi zaczekać i zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja. I dopiero za jakiś czas podjąć decyzję, czy ten... czy to coś nam zagraża.
Ha! Bo uwierzę! – W myślach parsknęłam śmiechem.
Nie kupujesz tego? – Brunatny wilk spojrzał na mnie kątem oka.
Wiem, co knują, Jake. Wiem, co Sam knuje. Liczą na to, że Bella umrze tak czy siak. I że wtedy do tego stopnia ci odbije...
Że sam poprowadzę ich do ataku? – Uszy przywarły mu płasko do czaszki. Doskonale wiedział, że gdyby to coś zabiło Bellę, znowu miałby Cullenów za krwiożercze pijawki, najlepiej jeszcze winne jej śmierci. Nikt nie zdołałby go powstrzymać.
Przypomniałbym ci – szepnął Seth.
Wiem, mały. Pytanie tylko, czy chciałbym cię słuchać.
Jake? – ponaglił Jared.
Jacob westchnął i znowu spojrzał na mnie.
Leah, zrób rundkę – tak na wszelki wypadek. Muszę z nim pogadać, a chciałbym mieć stuprocentową pewność, że kiedy będę człowiekiem, nic mnie nie zaskoczy.
Nie bądź taki wstydliwy. – Z politowaniem przechyliłam łeb. – Przy mnie też możesz się przeobrazić. Wierz mi, starałam się jak mogłam, ale i tak widziałam cię już nago. Nie przejmuj się, nie kręcisz mnie. – Guzik prawda. Kogo nie kręciłby umięśniony jak marzenie, wspaniale zbudowany wysoki koleś o ciemnej, typowo indiańskiej karnacji? Niby młodszy cztery lata, ale nadal do złudzenia przypominający modela z jakiegoś gorącego czasopisma? Oczywiście za nic nie zamierzałam mu tego mówić. Swoją godność mam.
Nie próbuję dbać o twoją cnotę, tylko zabezpieczyć tyły – warknął. – Już cię tu nie ma!
Wywróciłam oczami i wystrzeliłam w las.
Cóż. Obnażanie się przy członkach sfory było nieuniknione. Wiedziałam, że zanim dołączyłam do watahy, chłopaki nie mieli z tym większego problemu, a nawet z czasem stawało się im to obojętne. Wszyscy mieli raczej normalną orientację, tak że nikt nikomu nie patrzył tam, gdzie nie było trzeba. Ale odkąd pojawiłam się ja... no cóż. Spychany przez cały ten czas na bok lęk przed własną nagością znów wypłynął na wierzch. Dość długo uczyłam się być wilkiem, często traciłam panowanie nad sobą i przemieniałam się przypadkowo, a ubrania szły wtedy w strzępy. Nawet jeśli odwracali wzrok, każdemu udało się coś tam podpatrzeć – a nawet nie zamierzali się kryć z tym, że zdecydowanie ich to interesowało. W trakcie może zbytnio się nie przejmowałam, ale nieraz urządziłam piekło, gdy przyłapałam któregoś na wspominaniu tego i owego. Ja sama święta nie byłam i często nie mogłam powstrzymać wzroku uciekającego w wiadomym kierunku, gdy któreś z nich stawało się człowiekiem. Wylądowałam w jednym stadzie ze sporą garścią gorących ciach, na których uroki nawet ja nie potrafiłam stać się obojętna. Może o żadnym nie myślałam w kategoriach związku, ale nie potrafiłam ukryć, że jestem kobietą – kręcili mnie fizycznie nawet wtedy, gdy nie chciałam tego sama przed sobą przyznać.
Tak więc musiałam się ulotnić. Na szczęście nadal, dzięki kontaktowi z Sethem, mogłam mieć pełen wgląd w sytuację.
Słuchaj uważnie, ciekawa jestem – poleciłam bratu, śmiejąc się pod nosem.
Dokąd pobiegła? – chciał wiedzieć Jared.
Jedyną odpowiedzią było to, że Jacob przemienił się w człowieka, na co jego rozmówca zdawał się być nieco zaskoczonym.
Och. Cześć – wyrwało mu się.
Cześć – odparł Alfa odrobinę niechętnie.
Dzięki, że chcesz ze mną porozmawiać.
Nie ma za co.
Weź im powiedz, żeby przeszli do rzeczy, nudzi mnie ta gadka-szmatka – pomyślałam w stronę Setha.
Leah, przestań – warknął na mnie, czym oczywiście bardzo się przejęłam.
Naprawdę chcemy, żebyś do nas wrócił – podjął Jared.
Nie wiem, czy to takie proste, Jared.
Wróć do domu. – Pochylił się. Wyglądał tak, jakby był gotów błagać go na kolanach. – Jakoś się dogadamy. Nie możesz tak żyć. Sethowi i Lei też pozwól wrócić.
Jasne, pozwól – parsknął śmiechem. – A do czego ja ich niby staram się w kółko przekonać?
Oj tam – prychnął Seth. – Za nic nie wrócę.
Ja też nie mam najmniejszego zamiaru – potwierdziłam bez wahania. Śmieszne, że nagle stałam się tak solidarna względem najmniej lubianego członka sfory.
To co robimy?
Jacob myślał chwilę.
Nie wiem. Ale nie jestem pewien, czy da się tak po prostu wrócić do punktu wyjścia. Nie wiem, jak tym się steruje. Nie wydaje mi się, żebym mógł włączać i wyłączać w sobie Alfę na zawołanie. To chyba permanentny stan.
Twoje miejsce jest przy nas.
Jared, w jednej sforze nie może być dwóch Alf – powiedział tonem, jakim mógłby tłumaczyć coś małemu dziecku. – Pamiętasz, jak o mało co nie skoczyliśmy sobie wczoraj z Samem do gardeł? Instynkt bierze górę.
To co, będziecie teraz do końca życia trzymać się tych pasożytów? Wasz dom jest gdzie indziej. Nawet nie macie w co się ubrać. Zamierzacie cały czas być wilkami? Wiesz przecież, że Leah nie lubi jeść surowego mięsa.
Cholera, o tym właściwie nie pomyślałam – jęknęłam.
Jakoś damy radę. Pewnie Esme coś ci przygotuje, jeśli ją poprosimy – uspokoił mnie Seth.
Miałabym zjeść coś przesiąkniętego wampirzym smrodem? Nie przejdzie mi to przez gardło. Doskonale to wiesz! – Skrzywiłam się.
Kiedy Leah zgłodnieje, może zrobić, co zechce. Jest ze mną z własnej nieprzymuszonej woli. Ja tam nikogo do niczego nie namawiam.
Jared westchnął i wypalił:
Sam chciałby cię przeprosić za to, jak cię wczoraj potraktował.
Już nie jestem na niego zły – zapewnił szybko Jacob.
Ale?
Ale nie wrócę. Jeszcze nie teraz. Też chcemy poczekać i zobaczyć, jak to się wszystko potoczy. I będziemy patrolować terytorium Cullenów tak długo, jak długo będzie nam się to wydawało konieczne. Bo, wbrew temu, co myślicie, tu nie chodzi tylko o Bellę. Chronimy tych, którzy powinni być chronieni. A Cullenowie też się zaliczają do tej grupy.
A przynajmniej większość z nich – dopowiedziałam to, co zapewne pomyślał.
Daj spokój. Dobrze mówi – przerwał mi Seth. Szczeknął, by wyrazić swoje poparcie dla nowego Alfy.
Nie mówię, że nie mówi dobrze... A, nieważne.
Widzę, że cię raczej nie przekonam – westchnął Jared.
Nie teraz. Poczekamy, zobaczymy.
Teraz człowiek zwrócił się do Setha.
Sue kazała ci przekazać, że masz... Nie, kazała mi ciebie błagać, żebyś wrócił do domu. Jest załamana. Zostawiliście ją zupełnie samą. Nie wiem, jak mogliście z Leą zrobić coś takiego własnej matce. Porzucić ją w taki sposób, kiedy wasz ojciec dopiero co zmarł...
Seth zajęczał, a we mnie się zagotowało.
Nie słuchaj go nawet! – ryknęłam w myślach, wręcz dźgając brata własnym umysłem.
A jeśli to prawda? Przecież nic mamie nie powiedzieliśmy. Ona...
Zamknij się, Seth! Naprawdę w to wierzysz?! Całe dnie spędza pewnie z Billym i Samem na naradach. Raczej jest wściekła, niż zrozpaczona. A nawet jeśli – czy to my jesteśmy za nią odpowiedzialni? Przecież nie będzie nas zawsze przy niej.
Ale...
Żadnego ale! Nasza matka to najtwardsza kobieta w całym plemieniu. Bardziej niż w rozpacz uwierzę w to, że kazała nas zwyczajnie zmanipulować, zagrać na emocjach, by wybić nam z głowy tę awanturę. Manipulowanie tobą nie jest fair. Nie słuchaj tego i koniec. Znam ją lepiej, niż ty. Pewnie właśnie świetnie się bawi, mając cały dom tylko dla siebie.
Jacob widocznie podzielał moje zdanie, bo warknął:
Dałbyś spokój, Jared.
Opowiadam mu tylko, co dzieje się u niego w domu – usprawiedliwiał się.
Jasne.
Akurat kończyłam patrol – zanim pan Alfa zdążył dwukrotnie mrugnąć, wpadłam na polanę. Wyhamowałam gwałtownie i zajęłam opuszczone przez niego miejsce Alfy, usilnie starając się nie patrzeć w stronę zachęcającego męskiego ciała, które znajdowało się tak blisko, że aż czułam bijące od niego ciepło.
Leah? – Widocznie Jared teraz na mnie spróbował wykorzystać swoje zdolności manipulacyjne. Łaskawie zwróciłam na niego uwagę, ale uniosłam wargi i ukazałam kły w potwornym grymasie. – Leah, dobrze wiesz, że nie chcesz tutaj być.
Może i nie chcę. Ale jeszcze bardziej nie chcę być z wami, na pozycji wiecznie najsłabszej i dostrzeganej jedynie wtedy, gdy trzeba mnie akurat zbyć! – warknęłam.
Siostra, teraz ja tobie mam mówić o graniu na emocjach? – Seth trącił mnie bokiem.
Nie musisz. Wyraziłam tylko grzeczną opinię komuś, kto niegrzecznie próbuje mnie zbałamucić na swoją stronę. Chyba ja wiem lepiej, gdzie wolę być.
Przepraszam. – Jared lekko się zmieszał. – Chyba nie powinienem był zakładać niczego z góry. Ale przecież z krwiopijcami nic cię nie łączy.
Seth? Jacob? Czy to wystarczająco mało łączników? – prychnęłam, jakby mógł mnie usłyszeć.
Rozumiem, chcesz mieć oko na Setha. Ale Jake nie pozwoli, żeby stała mu się krzywda, no i on sam nie boi się tutaj być. Zresztą, mniejsza o niego. Proszę cię, Leah. Chcemy, żebyś wróciła. Sam chce, żebyś wróciła.
Drgnęłam. Trafił w czuły punkt.
Leah. Kontaktuj – szepnął Seth, ale miałam go tak głęboko, że nawet nie zareagowałam.
Sam kazał mi cię błagać. Powiedział, że jeśli będzie trzeba, mam paść przed tobą na kolana. Chce, żebyś wróciła do domu, Lee-Lee. Tam, gdzie prawdziwie przynależysz.
Łapy się pode mną dosłownie ugięły, gdy nazwał mnie tak, jak Sam kiedyś. Miałam ochotę ryknąć płaczem i natychmiast skoczyć w ich stronę, popędzając do ruszenia tyłków z miejsca. Chciałam już w tej chwili, maksymalnie wyciągając łapy, rzucić się biegiem w stronę La Push. Marzyłam, żeby paść Samowi w ramiona, szlochając, tak jakby to wszystko było jedynie koszmarnym snem. Jakby nic między nami nigdy się nie zdarzyło, jakby nadal mnie kochał, nadal mówił na mnie...
Ty skurwysynu bez serca! – warknęłam, jeżąc się tak, że pewnie byłam dwa razy większa, niż normalnie. – Nie zamierzam cię słuchać, złamasie niemyty! Zdrajca, grasz na uczuciach innych! Czy ty masz pojęcie, co się dzieje?! Czy ty kurwa wiesz, jak nas ranisz?!
Leah, błagam! – Seth zaskomlał.
A Jacob o dziwo wziął mnie w obronę.
Wiem, że nadstawiam teraz za Leę karku, ale chciałbym podkreślić, że „prawdziwie przynależy” tam, gdzie jej się żywnie podoba.
Właśnie, skurwysynu. W życiu już dobrego słowa o tobie nie powiem – poparłam, patrząc na Jareda z nienawiścią. Jedynie to, że warowały przy nim trzy o wiele większe ode mnie wilki powstrzymywało mnie od rzucenia mu się do gardła.
Słuchaj Jared, postawmy sprawę jasno. – Jacobowi chyba zaczęła się nudzić ta rozmowa. – Jesteśmy nadal rodziną. Jakoś się w końcu dogadamy, ale dopóki to nie nastąpi, powinniście raczej trzymać się granic swojego terytorium. Tylko po to, żeby nie było żadnych nieporozumień. Nikt nie lubi kłótni w rodzinie, prawda? Sam też wolałby uniknąć spięć, nie mam racji?
Jasne, że by wolał. – Jared prychnął, zdenerwowany. – Nie będziemy przekraczać granic naszych ziem. Ale gdzie jest twoje terytorium, Jacob? Czy to teraz terytorium wampirów?
Nie, Jared. Tymczasowo jestem bezdomny. Ale nie martw się o mnie. To nie potrwa wiecznie. Już niedługo... Nie zostało aż tak dużo czasu. A po wszystkim, Cullenowie się wyprowadzą, a Seth i Leah wrócą do domu.
Rozpędzam się! – zawyłam.
Nie możesz nas tak po prostu wyrzucić! – zaprotestował Seth.
A co będzie z tobą, Jake?
Pewnie znowu będę wędrował. Nie mogę kręcić się po okolicy. Dwie Alfy nie powinny wchodzić sobie w paradę. Poza tym, i tak miałem inne plany. Zanim jeszcze wszystko się pokomplikowało.
Jak możemy się teraz z wami komunikować?
Zawyjcie. Ale nie przekraczajcie granicy, okej? Przyjdziemy do was. I przekaż Samowi, że nie musi przysyłać takich licznych delegacji. Nie zamierzamy się z wami bić.
Choć jeden czarny tyłek chętnie bym przetrzepała – dodałam od siebie.
Jared nastroszył się, widocznie nie pasowało mu, że stawiamy Samowi jakieś warunki, ale skinął głową.
To do zobaczenia. A może nie? – Pomachał nam bez przekonania.
Oby nie – warknęłam.
Jesteś okropna! – zganił mnie Seth.
Spojrzałam na niego powoli.
Ty byś nie był na moim miejscu?
Pewnie bym był – przyznał cicho po chwili milczenia.
Czekaj, Jared – zawołał Jacob. – Jeszcze jedno małe pytanie. Czy z Embry'm wszystko w porządku?
Z Embry'm? Jasne, że wszystko z nim w porządku. A bo co?
Zaintrygowało mnie tylko, że Sam przysłał Collina.
Obawiam się, Jake, że to już nie twój interes.
O proszę, nagle już nie jesteśmy rodziną – zauważyłam.
Pewnie nie. Ale byłem ciekaw.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Padło jeszcze kilka słów pożegnania, Quil chwilę trwał przy Jacobie, jakby rozmawiając z nim bezgłośnie. Wreszcie przytknął nos do jego czoła i popędził za oddalającą się resztą. Prychnęłam. Gdy nasz Alfa wreszcie przemienił się w człowieka, zadrwiłam:
A już myślałam, że pójdziecie ze sobą do łóżka.
Puścił mój komentarz mimo uszu i spytał:
I jak mi poszło? Czy powiedziałem może coś, co nie przypadło wam do gustu? Albo w drugą stronę, frustrujecie się, bo zapomniałem o czymś ważnym?
Poszło ci świetnie! – pochwalił Seth.
Chociaż mogłeś go walnąć w pewnym momencie. Nie miałabym nic przeciwko – zaznaczyłam.
A ta sprawa Embry'ego... – Seth pokręcił łbem. – Ale się porobiło, że Sam nie pozwolił mu przyjść.
Jak to, nie pozwolił mu przyjść?
Nie domyśliłeś się, Jake? Przecież widziałeś Quila. Jest rozdarty. Dałbym dziesięć dolców do jednego, że Embry jest w jeszcze gorszym stanie. A pamiętaj, że Embry nie ma Claire. Quil nie może tak po prostu zrezygnować z wizyt w La Push. To dla niego wręcz fizycznie niemożliwe. Ale dla Embry'ego jak najbardziej. Więc Sam woli za wszelką cenę unikać sytuacji, w których mógłby wystawić go na pokuszenie. Nie może na to pozwolić, żeby nasza sfora była większa od jego.
Naprawdę tak sądzisz? Wątpię, żeby Embry miał coś przeciwko rozerwaniu na strzępy kilku Cullenów.
Ale jak by nie było, jest twoim najlepszym przyjacielem. On i Quil woleliby już przejść na twoją stronę, niż zostać zmuszeni do walki przeciwko tobie.
W takim razie, jestem zadowolony, że Sam kazał mu zostać w domu. Jeśli o mnie chodzi, ta sfora jest już dostatecznie duża. No dobra, to na jakiś czas mamy niby spokój. Seth, zostaniesz teraz sam na warcie. Mogę na ciebie liczyć, że niczego nie przegapisz? Leah i ja musimy się przekimać.
Jasne, wyśpijcie się. – Seth był zachwycony, że dostał tak odpowiedzialne zadanie. – Czy mam zdać raport Cullenom? Pewnie się denerwują.
Ja do nich najpierw wpadnę. I tak chciałem sprawdzić, jak tam kuracja Belli.
Nagle zobaczyłam jego wspomnienia – przestronny, jasny salon zamieniony w salę szpitalną i Bella z chlupoczącym, śmierdzącym czymś metalicznym kubkiem ze słomką.
Fuj – jęknął zaskoczony Seth.
Cholera jasna, to chyba najobrzydliwsza rzecz, o jakiej w życiu słyszałam! Co za ohyda! Dobrze, że mam pusty żołądek, bo bym się porzygała... – Potrząsnęłam łbem, chcąc jak najszybciej pozbyć się wspomnienia.
Cóż, to w końcu wampiry. To znaczy, można się było tego po nich spodziewać. A jeśli to pomaga Belli wrócić do zdrowia, to można się tylko cieszyć, prawda? – Seth zinterpretował wszystko po swojemu.
Oboje z Jacobem spojrzeliśmy na niego, jakby nagle na środku czoła wyrósł mu kaktus. Lub coś jeszcze gorszego, również zaczynającego się na literę „k”.
Co takiego?
Kiedy był mały, mama często go niechcący upuszczała – wyjaśniłam.
Rozumiem, że lądował na głowie?
Lubił też gryźć pręty swojego łóżeczka.
Pomalowane farbą z ołowiem?
Na to wygląda.
Bardzo zabawne – burknął Seth. – Może byście się już tak zamknęli i poszli spać?

2 komentarze:

  1. Dzień dobry!
    Ja się pojawiam i czytam, bo Twoja interpretacja Lei bardzo mi się podoba. I wręcz nie mogę się doczekać, aż przejdziesz do właściwej historii, bardzo mnie ciekawi, co tam wymyśliłaś. :)
    A reakcja na wspomniane błagania Sama po prostu idealna: zawsze mnie zastanawiało, co sobie wtedy myślała i bardzo dobrze oddałaś jej wściekłość i zranienie.
    Ach, cieszę się, że takie blogi powstają, bo naprawdę dobrze piszesz i widać, że masz pomysł. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło, że ktoś jednak śledzi tę historię :) Pisanie przygód Lei sprawia mi równie wiele przyjemności, jak i wysiłku, więc wolałabym, żeby jednak do paru osób to trafiło. Chyba nikt nie czerpie przyjemności z pisania do szuflady - a nawet jeśli, to nie zabiera się za publikowanie tego.
      Może cię to zdziwić, ale reakcja na błaganie Sama wyszła mi jakoś... ot tak. Postanowiłam nie skupiać się nad każdym zdaniem, tylko mocniej wczuć. Pomogło chyba to, że kiedyś znalazłam się w podobnej sytuacji. Pozwoliłam, żeby słowa wypłynęły ze mnie same, i chyba nawet mi to wyszło, skoro taka jest reakcja :) Nie martw się, z tego opowiadania powstanie coś naprawdę zaskakującego. Możesz próbować zgadnąć, ale podejrzewam, że nikt się tego nie spodziewa :P

      Usuń