Sam szybko ustawił wszystkich w
szyku bojowym.
Czułam oprócz ekscytacji bijący
od wilków strach. Każdy z nich cieszył się na bitwę, kilkoro
nawet zdawało się traktować ją jako sprawdzian własnych
umiejętności, jednak głęboko, spychana na samo dno myśli, czaiła
się obawa o życie. Wszyscy czuli, że tym razem możemy już nie
spotkać się w komplecie, gdy bitewny szał opadnie. Kogo stracimy?
Z kim rozmawialiśmy ostatni raz? Czyją zrozpaczoną rodzinę
będziemy musieli pocieszać?
Objęłam dowodzenie nad swoją
żałosną grupką, złożoną ze słabych i nowicjuszy. Patrzyłam
na Collina i Brady'ego, gotujących się do pierwszej w życiu
poważnej walki, ostatkiem sił powstrzymując się przed upomnieniem
ich. Wszystkie moje myśli zdawały się do nich krzyczeć – co z
wami?! Czy wy nie wiecie, że w tej walce nie ma niczego
chwalebnego?! To tylko pot, chaos, krew, ból, cierpienie i poczucie
paraliżującego odrealnienia. Czego wy chcecie?! Na co wy czekacie?
Myślicie, że czeka na was jedynie chwała?
Tylko takim odmieńcom, jak ja, może
się to podobać.
Skutecznie blokowałam te
przemyślenia za swoim wątłym murem. Starałam się zepchnąć je
na obrzeża świadomości. Chciałam zarazić się entuzjazmem od
młodych wilków. Czułam, że był mi potrzebny. Niestety, cały
czas uciekałam wzrokiem w stronę smętnie zgarbionego Setha. Jak
marzyłam o tym, by Sam po prostu odesłał go do domu! Przecież to
jeszcze dziecko. Jest zbyt młody i słaby, by narażać się na
takie ryzyko. Zbyt rozchwiany. Może jeszcze gdyby nie targające nim
wątpliwości, byłabym w stanie przymknąć na to oko, ale tak?
Bałam się, że po tej akcji zwyczajnie się nie pozbiera. Miał
przecież wystąpić przeciwko przyjaciołom, idolom, którzy nie
spodziewają się z jego strony niczego złego. Miał wbrew sobie
poddać się niewidzialnym sznurkom, poruszającym jego kończynami,
i skoczyć do gardła istotom, które podziwiał i których
akceptacji potrzebował. To prawie tak, jakby miał zabić
jednocześnie samego siebie.
Nagle w trzyosobowej grupie, której
przewodzić miał powłóczący łapami Jacob, zaczęło się coś
dziać. Fala dziwnej swobody i pewności siebie, która napłynęła
z tamtej strony sprawiła, że aż zatrzymałam się w pół kroku,
nie zważając na to, że nadal trzymam jedną z łap zadartą do
wykonania kolejnego ruchu. Spojrzałam w tamtą stronę, strzygąc
uszami. Czułam się – i pewnie też wyglądałam – jakby ktoś
nagle zatrzymał czas.
Brunatny wilk podchodził właśnie
do Alfy, dumnie wyprostowany i kipiący dziwną, przyprawiającą o
ciarki energią.
– Nie pójdę z wami –
warknął w stronę Sama. Jego głos emanował wszechmocnym echem.
Czarny wilk cofnął się kilka
kroków, zaskoczony. Zaskamlał, gdy zaczął rozumieć, co właśnie
się stało.
– Jacob, co ty, u licha,
narobiłeś? – wykrztusił, szczerząc zęby, ale jakoś tak
bez przekonania.
– Nie będę słuchał twoich
rozkazów. Nie, gdy zamierzasz popełnić zbrodnię.
– Wolisz... wolisz naszych
wrogów od swojego plemienia? – spytał zaskakująco słabym
głosem. Biło od niego takie zdezorientowanie, że w tej chwili
nawet ja mogłabym bez mniejszych problemów stawić mu czoła.
– To nie tak. – Jacob
potrząsnął łbem, próbując zebrać uciekające myśli. Starał
się jak najlepiej dobierać słowa, ale i tak doskonale wiedział,
że nie wybrnie z tego bez szwanku. – Oni nie są naszymi
wrogami. Nigdy nimi nie byli. Teraz już to wiem. Dopiero teraz,
kiedy przestałem wreszcie myśleć tylko o tym, jak ich wymordować,
i poważniej się nad tym wszystkim zastanowiłem.
– Nie chodzi o nich, tylko o
Bellę – wypomniał mu Sam. – Nigdy nie była ci pisana,
nigdy nie chciała z tobą być, ale nadal uparcie niszczysz sobie
życie z jej powodu!
Byłam pewna, że te słowa dadzą
początek krwawej jatce, takiej z darciem skóry pazurami i
przewracaniem okolicznych drzew, ale Jacob o dziwo przyjął prawdę
ze spokojem. Jakie to do niego niepodobne...
– Może i masz rację. Ale to,
co dla nas dzisiaj planujesz, zniszczy nas wszystkich. Ci z nas,
którzy przeżyją to starcie, już zawsze będą musieli żyć ze
świadomością, że z zimną krwią dokonali morderstwa.
– Musimy chronić nasze
rodziny!
– Wiem, co postanowiłeś. Ale
mnie to już nie dotyczy. Nikt już nie będzie podejmował za mnie
takich decyzji.
– Jacob, nie możesz zwrócić
się przeciwko swoim bliskim! – Sam tak wzmocnił swój głos
Alfy, że aż wszyscy zgodnie pochylili łby, tuląc do siebie uszy.
Seth i kilka słabszych wilków zaczęło mimowolnie warować na znak
poddaństwa.
Wszyscy poczuli skutki tego wybuchu.
Wszyscy, oprócz Jacoba, na którego ta magia już nie działała.
Wyzwolił się spod jej duszącego jarzma.
– Potomek Ephraima Blacka nie
urodził się po to, by wykonywać polecenia potomka Leviego Uleya –
wycedził.
– A więc do tego doszło?
– Czarny wilk zjeżył się tak, że wyglądał na dwa razy
większego, i obnażył zębiska. Paul i Jared, warcząc groźnie,
stanęli po jego bokach. – Nawet jeśli mnie pokonasz, sfora i
tak za tobą nie pójdzie!
– Sam, oszalałeś? –
Jacob wyglądał na zaskoczonego. – Wcale nie chcę z tobą
walczyć.
– Tak? To jakie masz plany? Nie
ustąpię dobrowolnie, żebyś kosztem plemienia mógł bronić
wampirzego bękarta.
– Nikt ci nie każe ustępować.
– Jeśli wydasz im rozkaz, żeby
za tobą poszli...
– Nigdy nie zniżę się do
odbierania komukolwiek wolnej woli.
Stanęli tak blisko siebie, że
niemal stykali się nosami. Zauważyłam, że brunatny wilk jest
sporo większy od czarnego. Prawdziwa Alfa upomniała się w nim o
swoje.
– W sforze może być tylko
jeden przywódca. Wataha wybrała mnie. Czy dziś wieczorem
zamierzasz rozszarpać nas na strzępy? Zwrócić się przeciwko
swoim braciom? Czy oprzytomniejesz i do nas wrócisz?
– W sforze może być tylko
jeden przywódca – nie kwestionuję tego. Chcę po prostu pójść
swoją drogą.
– I dołączyć do Cullenów?
– Nie wiem, Sam. Ale wiem
jedno...
Spięłam się w nagłej gotowości
do ataku, gdy zobaczyłam, jak Sam nagle chyli się przed Jacobem.
Absolutnie mi się to nie podobało. Wprawdzie cała sfora doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że według zasad dziedziczności to
właśnie on powinien być naszym przywódcą, to i tak wszyscy
burzyli się na ten widok. Siedzące we mnie zwierzę wyrywało się,
chcąc jak najszybciej doskoczyć do brunatnego wilka i zatopić kły
w jego gardle. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek wykażę się
czymś, co jest w pewnym sensie rodzajem solidarności względem
Sama. Chyba nie powinnam po tym wszystkim, co przez niego przeszłam.
Ale instynkt był silniejszy. A on
burzył się na widok kogoś, kogo zdążyłam już zakodować sobie
w głowie jako Alfę, warującego przed kimś innym.
Głos Jacoba brzmiał potwornie.
– Wiem, że stanę pomiędzy
wami a Cullenami. Nie będę się bezczynnie przyglądał, jak
mordujecie niewinnych... ludzi. – Nawet jemu pomyślenie tego
słowa w odniesieniu do krwiopijczej rodzinki przyszło z trudem. –
Sfora nie zasłużyła sobie na to, by upaść tak nisko, Sam.
Poprowadź ją we właściwym kierunku.
Chwilę mierzył czarnego wilka
wzrokiem, by w końcu odwrócić się gwałtownie i pomknąć w
kierunku zwartej ściany drzew. Jeszcze długo po tym, jak zniknął
między prostymi pniami, panowała pełna napięcia cisza.
Wymienialiśmy zdezorientowane spojrzenia, każdy co jakiś czas
patrzył w stronę Sama, trwającego na nisko ugiętych łapach.
Gdy czarny wilk podniósł się,
warcząc potwornie, każde z nas zamarło, czekając na jego reakcję.
Wiedzieliśmy doskonale, że jego gniew nie jest skierowany w naszą
stronę, ale każde z nas bało się jego wściekłego grymasu.
Gdy niski warkot przeszedł w końcu
w ochrypły skowyt, cisza eksplodowała.
Półmrok panujący wśród drzew
rozdarło pełne wściekłości wycie. Przyłączyłam się, dając z
siebie wszystko, otumaniona dziwnym poczuciem solidarności ze
wściekłą watahą. Kipieliśmy bezsilnością. Nie podejmowaliśmy
pościgu – i tak tylko ja byłam w stanie dogonić Jacoba. Nawet
jakbym zdołała się z nim zrównać, to co dalej? Nie miałam
wystarczająco wiele siły, by go zatrzymać, nawet na taką chwilę,
by zdążyło pojawić się wsparcie.
Zatrzymałam się, na moment
opanowując kipiące wzburzeniem wnętrze. Seth właśnie odłączył
się od naszego okręgu i starając się jak najmniej rzucać w oczy,
podążał wyraźną ścieżką pozostawioną przez brunatnego wilka.
Nawet nie łudziłam się, że goni
go, by zatopić mu kły w karku i przemówić do rozsądku. On biegł,
bo chciał do niego dołączyć.
– Seth! – ryknęłam.
Wszyscy, zaalarmowani niebezpieczną barwą moich myśli, spojrzeli w
tą samą stronę.
– Seth, wracaj! – zawył
ponaglająco Sam, wysuwając się na prowadzenie.
Odpowiedziała mu cisza.
Zmartwiałam. Jeszcze raz skupiłam
się, szukając znajomej barwy. Nie słyszałam ich. Nie mogłam
wejść w myśli Jacoba i swojego brata. Odłączając się od stada,
stracili z nami kontakt telepatyczny.
Alfa, również przerażony tym
faktem, powiódł przekrwionym spojrzeniem po pozostałych mu
wilkach. Gdy wreszcie zatrzymał się na mnie, poczułam bijącą od
niego ulgę.
– Leah! – odetchnął.
Zreflektował się niestety szybko, przez co jego ton stał się z
łagodnego ponownie rozkazujący. – Leah, zatrzymaj go!
Nie mając w najmniejszym stopniu na
to ochoty, odwróciłam się i przygotowałam do biegu. O dziwo
jednak stało się coś dziwnego – ciało nie przestało mnie
całkowicie słuchać. Nadal częściowo miałam nad nim władzę
pomimo wiszącego nade mną rozkazu. Zatrzymałam się, tupnęłam
uniesioną wcześniej łapą i warknęłam, kładąc uszy na łbie i
obnażając kły:
– Dlaczego miałabym to zrobić?
– Co? – spytał niezbyt
inteligentnie.
– Seth podjął samodzielną
decyzję – wyjaśniłam, prostując się dumnie. – Nie mam
prawa, by na niego wpłynąć.
– Ale to członek naszego
stada! I twój brat! Pozwolisz, by naraził się na pewną śmierć z
tak błahego powodu? – Przechylił wymownie łeb, podchodząc
bliżej. Pomimo tego, że jego wpływ zmalał, i tak nie czułam się
szczególnie komfortowo, gdy nade mną górował.
– Tak, to mój brat –
potwierdziłam. – Ale nie jest już niemowlakiem. Ma prawo tak
postąpić. Jeszcze niedawno mówiłeś w ten sposób o tej
dziewczynie – on właśnie, tak jak i ona, podjął decyzję, w
pełni zdając sobie sprawę z konsekwencji.
– Nie ma prawa! Potrzebujemy
go, musisz go zatrzymać!
– A więc jednak odbierzesz nam
wolną wolę? – Skrzywiłam się z przekąsem.
Zamarł, patrząc na mnie błędnym
wzrokiem. Nie miał pojęcia, jak na to zareagować.
– Nie zrobię tego. Żeby z
powrotem przyciągnąć Setha, musisz przekonać do uległości
Jacoba. Mój brat, w przeciwieństwie do niego, chyba jest poczytalny
– wytłumaczyłam, zrywając kontakt wzrokowy. Odeszłam kilka
kroków, udając, że coś mnie bardzo zainteresowało. Następnie w
momencie, jak tylko wzrok Alfy się odwrócił, zniknęłam między
drzewami, pozwalając, by kłębiący się między nimi mrok mnie
otulił.
Niesamowite, zawsze zastanawiało mnie jak ta scena rozegrała się po stronie wilków, świetne uzupełnienie książki
OdpowiedzUsuń