poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział 3


Sam szybko ustawił wszystkich w szyku bojowym.
Czułam oprócz ekscytacji bijący od wilków strach. Każdy z nich cieszył się na bitwę, kilkoro nawet zdawało się traktować ją jako sprawdzian własnych umiejętności, jednak głęboko, spychana na samo dno myśli, czaiła się obawa o życie. Wszyscy czuli, że tym razem możemy już nie spotkać się w komplecie, gdy bitewny szał opadnie. Kogo stracimy? Z kim rozmawialiśmy ostatni raz? Czyją zrozpaczoną rodzinę będziemy musieli pocieszać?
Objęłam dowodzenie nad swoją żałosną grupką, złożoną ze słabych i nowicjuszy. Patrzyłam na Collina i Brady'ego, gotujących się do pierwszej w życiu poważnej walki, ostatkiem sił powstrzymując się przed upomnieniem ich. Wszystkie moje myśli zdawały się do nich krzyczeć – co z wami?! Czy wy nie wiecie, że w tej walce nie ma niczego chwalebnego?! To tylko pot, chaos, krew, ból, cierpienie i poczucie paraliżującego odrealnienia. Czego wy chcecie?! Na co wy czekacie? Myślicie, że czeka na was jedynie chwała?
Tylko takim odmieńcom, jak ja, może się to podobać.
Skutecznie blokowałam te przemyślenia za swoim wątłym murem. Starałam się zepchnąć je na obrzeża świadomości. Chciałam zarazić się entuzjazmem od młodych wilków. Czułam, że był mi potrzebny. Niestety, cały czas uciekałam wzrokiem w stronę smętnie zgarbionego Setha. Jak marzyłam o tym, by Sam po prostu odesłał go do domu! Przecież to jeszcze dziecko. Jest zbyt młody i słaby, by narażać się na takie ryzyko. Zbyt rozchwiany. Może jeszcze gdyby nie targające nim wątpliwości, byłabym w stanie przymknąć na to oko, ale tak? Bałam się, że po tej akcji zwyczajnie się nie pozbiera. Miał przecież wystąpić przeciwko przyjaciołom, idolom, którzy nie spodziewają się z jego strony niczego złego. Miał wbrew sobie poddać się niewidzialnym sznurkom, poruszającym jego kończynami, i skoczyć do gardła istotom, które podziwiał i których akceptacji potrzebował. To prawie tak, jakby miał zabić jednocześnie samego siebie.
Nagle w trzyosobowej grupie, której przewodzić miał powłóczący łapami Jacob, zaczęło się coś dziać. Fala dziwnej swobody i pewności siebie, która napłynęła z tamtej strony sprawiła, że aż zatrzymałam się w pół kroku, nie zważając na to, że nadal trzymam jedną z łap zadartą do wykonania kolejnego ruchu. Spojrzałam w tamtą stronę, strzygąc uszami. Czułam się – i pewnie też wyglądałam – jakby ktoś nagle zatrzymał czas.
Brunatny wilk podchodził właśnie do Alfy, dumnie wyprostowany i kipiący dziwną, przyprawiającą o ciarki energią.
Nie pójdę z wami – warknął w stronę Sama. Jego głos emanował wszechmocnym echem.
Czarny wilk cofnął się kilka kroków, zaskoczony. Zaskamlał, gdy zaczął rozumieć, co właśnie się stało.
Jacob, co ty, u licha, narobiłeś? – wykrztusił, szczerząc zęby, ale jakoś tak bez przekonania.
Nie będę słuchał twoich rozkazów. Nie, gdy zamierzasz popełnić zbrodnię.
Wolisz... wolisz naszych wrogów od swojego plemienia? – spytał zaskakująco słabym głosem. Biło od niego takie zdezorientowanie, że w tej chwili nawet ja mogłabym bez mniejszych problemów stawić mu czoła.
To nie tak. – Jacob potrząsnął łbem, próbując zebrać uciekające myśli. Starał się jak najlepiej dobierać słowa, ale i tak doskonale wiedział, że nie wybrnie z tego bez szwanku. – Oni nie są naszymi wrogami. Nigdy nimi nie byli. Teraz już to wiem. Dopiero teraz, kiedy przestałem wreszcie myśleć tylko o tym, jak ich wymordować, i poważniej się nad tym wszystkim zastanowiłem.
Nie chodzi o nich, tylko o Bellę – wypomniał mu Sam. – Nigdy nie była ci pisana, nigdy nie chciała z tobą być, ale nadal uparcie niszczysz sobie życie z jej powodu!
Byłam pewna, że te słowa dadzą początek krwawej jatce, takiej z darciem skóry pazurami i przewracaniem okolicznych drzew, ale Jacob o dziwo przyjął prawdę ze spokojem. Jakie to do niego niepodobne...
Może i masz rację. Ale to, co dla nas dzisiaj planujesz, zniszczy nas wszystkich. Ci z nas, którzy przeżyją to starcie, już zawsze będą musieli żyć ze świadomością, że z zimną krwią dokonali morderstwa.
Musimy chronić nasze rodziny!
Wiem, co postanowiłeś. Ale mnie to już nie dotyczy. Nikt już nie będzie podejmował za mnie takich decyzji.
Jacob, nie możesz zwrócić się przeciwko swoim bliskim! – Sam tak wzmocnił swój głos Alfy, że aż wszyscy zgodnie pochylili łby, tuląc do siebie uszy. Seth i kilka słabszych wilków zaczęło mimowolnie warować na znak poddaństwa.
Wszyscy poczuli skutki tego wybuchu. Wszyscy, oprócz Jacoba, na którego ta magia już nie działała. Wyzwolił się spod jej duszącego jarzma.
Potomek Ephraima Blacka nie urodził się po to, by wykonywać polecenia potomka Leviego Uleya – wycedził.
A więc do tego doszło? – Czarny wilk zjeżył się tak, że wyglądał na dwa razy większego, i obnażył zębiska. Paul i Jared, warcząc groźnie, stanęli po jego bokach. – Nawet jeśli mnie pokonasz, sfora i tak za tobą nie pójdzie!
Sam, oszalałeś? – Jacob wyglądał na zaskoczonego. – Wcale nie chcę z tobą walczyć.
Tak? To jakie masz plany? Nie ustąpię dobrowolnie, żebyś kosztem plemienia mógł bronić wampirzego bękarta.
Nikt ci nie każe ustępować.
Jeśli wydasz im rozkaz, żeby za tobą poszli...
Nigdy nie zniżę się do odbierania komukolwiek wolnej woli.
Stanęli tak blisko siebie, że niemal stykali się nosami. Zauważyłam, że brunatny wilk jest sporo większy od czarnego. Prawdziwa Alfa upomniała się w nim o swoje.
W sforze może być tylko jeden przywódca. Wataha wybrała mnie. Czy dziś wieczorem zamierzasz rozszarpać nas na strzępy? Zwrócić się przeciwko swoim braciom? Czy oprzytomniejesz i do nas wrócisz?
W sforze może być tylko jeden przywódca – nie kwestionuję tego. Chcę po prostu pójść swoją drogą.
I dołączyć do Cullenów?
Nie wiem, Sam. Ale wiem jedno...
Spięłam się w nagłej gotowości do ataku, gdy zobaczyłam, jak Sam nagle chyli się przed Jacobem. Absolutnie mi się to nie podobało. Wprawdzie cała sfora doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że według zasad dziedziczności to właśnie on powinien być naszym przywódcą, to i tak wszyscy burzyli się na ten widok. Siedzące we mnie zwierzę wyrywało się, chcąc jak najszybciej doskoczyć do brunatnego wilka i zatopić kły w jego gardle. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek wykażę się czymś, co jest w pewnym sensie rodzajem solidarności względem Sama. Chyba nie powinnam po tym wszystkim, co przez niego przeszłam.
Ale instynkt był silniejszy. A on burzył się na widok kogoś, kogo zdążyłam już zakodować sobie w głowie jako Alfę, warującego przed kimś innym.
Głos Jacoba brzmiał potwornie.
Wiem, że stanę pomiędzy wami a Cullenami. Nie będę się bezczynnie przyglądał, jak mordujecie niewinnych... ludzi. – Nawet jemu pomyślenie tego słowa w odniesieniu do krwiopijczej rodzinki przyszło z trudem. – Sfora nie zasłużyła sobie na to, by upaść tak nisko, Sam. Poprowadź ją we właściwym kierunku.
Chwilę mierzył czarnego wilka wzrokiem, by w końcu odwrócić się gwałtownie i pomknąć w kierunku zwartej ściany drzew. Jeszcze długo po tym, jak zniknął między prostymi pniami, panowała pełna napięcia cisza. Wymienialiśmy zdezorientowane spojrzenia, każdy co jakiś czas patrzył w stronę Sama, trwającego na nisko ugiętych łapach.
Gdy czarny wilk podniósł się, warcząc potwornie, każde z nas zamarło, czekając na jego reakcję. Wiedzieliśmy doskonale, że jego gniew nie jest skierowany w naszą stronę, ale każde z nas bało się jego wściekłego grymasu.
Gdy niski warkot przeszedł w końcu w ochrypły skowyt, cisza eksplodowała.
Półmrok panujący wśród drzew rozdarło pełne wściekłości wycie. Przyłączyłam się, dając z siebie wszystko, otumaniona dziwnym poczuciem solidarności ze wściekłą watahą. Kipieliśmy bezsilnością. Nie podejmowaliśmy pościgu – i tak tylko ja byłam w stanie dogonić Jacoba. Nawet jakbym zdołała się z nim zrównać, to co dalej? Nie miałam wystarczająco wiele siły, by go zatrzymać, nawet na taką chwilę, by zdążyło pojawić się wsparcie.
Zatrzymałam się, na moment opanowując kipiące wzburzeniem wnętrze. Seth właśnie odłączył się od naszego okręgu i starając się jak najmniej rzucać w oczy, podążał wyraźną ścieżką pozostawioną przez brunatnego wilka.
Nawet nie łudziłam się, że goni go, by zatopić mu kły w karku i przemówić do rozsądku. On biegł, bo chciał do niego dołączyć.
Seth! – ryknęłam. Wszyscy, zaalarmowani niebezpieczną barwą moich myśli, spojrzeli w tą samą stronę.
Seth, wracaj! – zawył ponaglająco Sam, wysuwając się na prowadzenie.
Odpowiedziała mu cisza.
Zmartwiałam. Jeszcze raz skupiłam się, szukając znajomej barwy. Nie słyszałam ich. Nie mogłam wejść w myśli Jacoba i swojego brata. Odłączając się od stada, stracili z nami kontakt telepatyczny.
Alfa, również przerażony tym faktem, powiódł przekrwionym spojrzeniem po pozostałych mu wilkach. Gdy wreszcie zatrzymał się na mnie, poczułam bijącą od niego ulgę.
Leah! – odetchnął. Zreflektował się niestety szybko, przez co jego ton stał się z łagodnego ponownie rozkazujący. – Leah, zatrzymaj go!
Nie mając w najmniejszym stopniu na to ochoty, odwróciłam się i przygotowałam do biegu. O dziwo jednak stało się coś dziwnego – ciało nie przestało mnie całkowicie słuchać. Nadal częściowo miałam nad nim władzę pomimo wiszącego nade mną rozkazu. Zatrzymałam się, tupnęłam uniesioną wcześniej łapą i warknęłam, kładąc uszy na łbie i obnażając kły:
Dlaczego miałabym to zrobić?
Co? – spytał niezbyt inteligentnie.
Seth podjął samodzielną decyzję – wyjaśniłam, prostując się dumnie. – Nie mam prawa, by na niego wpłynąć.
Ale to członek naszego stada! I twój brat! Pozwolisz, by naraził się na pewną śmierć z tak błahego powodu? – Przechylił wymownie łeb, podchodząc bliżej. Pomimo tego, że jego wpływ zmalał, i tak nie czułam się szczególnie komfortowo, gdy nade mną górował.
Tak, to mój brat – potwierdziłam. – Ale nie jest już niemowlakiem. Ma prawo tak postąpić. Jeszcze niedawno mówiłeś w ten sposób o tej dziewczynie – on właśnie, tak jak i ona, podjął decyzję, w pełni zdając sobie sprawę z konsekwencji.
Nie ma prawa! Potrzebujemy go, musisz go zatrzymać!
A więc jednak odbierzesz nam wolną wolę? – Skrzywiłam się z przekąsem.
Zamarł, patrząc na mnie błędnym wzrokiem. Nie miał pojęcia, jak na to zareagować.
Nie zrobię tego. Żeby z powrotem przyciągnąć Setha, musisz przekonać do uległości Jacoba. Mój brat, w przeciwieństwie do niego, chyba jest poczytalny – wytłumaczyłam, zrywając kontakt wzrokowy. Odeszłam kilka kroków, udając, że coś mnie bardzo zainteresowało. Następnie w momencie, jak tylko wzrok Alfy się odwrócił, zniknęłam między drzewami, pozwalając, by kłębiący się między nimi mrok mnie otulił.

1 komentarz:

  1. Niesamowite, zawsze zastanawiało mnie jak ta scena rozegrała się po stronie wilków, świetne uzupełnienie książki

    OdpowiedzUsuń