Bella się obudziła.
W jednej chwili wszyscy odetchnęli
z ulgą. Ledwo wyczuwalne, lecz wciąż obecne napięcie wyparowało
bezpowrotnie, gdy tylko czerwone oczy nowo narodzonej ujrzały świat.
Życie wszystkich w domu, do tej pory skupione wokół małej
Renesmee i być może też trochę wokół mnie, skierowało się w
stronę głównej bohaterki.
Ta. Nie powiem, poczułam ogromną
ulgę – jak już wspominałam, przez to, co musiałam dla niej
zrobić w ostatnich dniach, czułam się za dziewczynę niejako
odpowiedzialna, ale ta cała szopka wokół... No dobra, okej, laska
jest, delikatnie mówiąc, odmieniona. Ale czy to jest powód, by
nagle stała się centrum wszechświata? Owszem, kontroluje się
fenomenalnie jak na warunki, stała się nagle piękniejsza i
silniejsza, a jej oczy zabłysły czystym szkarłatem, ale... no
świat też istnieje. A miałam wrażenie, że wszyscy na jej rzecz o
nim zapomnieli.
Nawet Renesmee znalazła się na
uboczu. Po prostu pięknie. Nowy image Panny Nijakiej przemeblował
nam rzeczywistość.
Z racji tego, że wszyscy jarali się
tym, że nasza księżniczka wybiera się na swoje pierwsze
polowanie, a po nim przyjdzie do zapoznania jej z nowymi domownikami
(w tym mną), przyoblekłam wilczą skórę i wybrałam się na
patrol. Już i tak mocno to zaniedbałam.
Przemierzałam obrzydłe do granic
możliwości kilometry, obserwowałam migające znajome pnie drzew. W
każdym zakamarku czułam resztki zapachu Setha i Jacoba. Czułam się
tak, jakby nasze wspólne bieganie miało miejsce kilka lat temu... W
mojej głowie panowała cudowna pustka.
Do czasu.
– Leah, jesteś tam?
Łapy mi się zaplątały, więc
niezwykle reprezentacyjnie, klnąc na czym świat stoi, runęłam w
mech. I to nie tylko runęłam! Ja zaryłam w niego tak, że aż pas
startowy zostawiłam, bo tak się nieszczęśliwie złożyło, że
pędziłam ze swoją największą prędkością.
A jeszcze nieszczęśliwiej złożyło
się z tym, że cała sfora była już w wilczych skórach. Mentalny
rechot dosłownie mnie ogłuszył.
– Ha ha, bardzo, kurna,
śmieszne – burknęłam, zbierając się z wilgotnej ziemi.
Chyba nie uniknę porządnego prysznica. – Czego chcecie?
– Carlisle dzwonił, że Bella
wreszcie się obudziła – odezwał się Sam. – Jacob już
do was jedzie. I tak ciężko mu było wytrzymać przez te dwa dni. –
Skrzywiłam się, gdy przywołał obraz niecierpliwie krążącego
po domu chłopaka.
– No, nie było z nim
szczególnie wesoło – potwierdził Seth. – Kompletnie nie
wiedział, co ze sobą zrobić, tak tęsknił za Nessie. Bał się,
że przez ten czas, jak go nie będzie, stanie jej się krzywda. Jak
tylko odebrał ten telefon, zaraz wsiadł na motocykl. Pewnie lada
chwila będzie.
– Musi porozmawiać z Bellą, a
zdaję sobie sprawę z tego, że to może nie być dla niego
najłatwiejsze – podjął Alfa. – Nie ukrywam, nie podoba
mi się ten pomysł – nie wiemy przecież, jak Bella zareaguje, czy
go nie zaatakuje.
– Bella zaskakująco dobrze się
kontroluje, jak na nową pijawkę – wtrąciłam. – Nic
naszemu przyjacielowi nie zrobi, spokojna głowa.
– Nie o to chodzi –
sprostował. – Może i się kontroluje, ale przecież nie wiemy,
jak zareaguje na wieść, że wpoił sobie jej córkę.
– Okej, a mówicie mi to,
bo...?
Na chwilę zapadła cisza.
– Bo znowu istnieją dwie sfory
– nie wytrzymał w końcu Seth.
– Że... że co? – Tym
razem z najwyższym trudem wyminęłam drzewo.
– Sam i Jacob postanowili, że
tak będzie najlepiej – wyjaśnił Quil. Nie mam pojęcia,
dlaczego zdecydował się na zabranie głosu. Być może wyczuł, że
Sam nie czuje się najlepiej, wyjaśniając mi to osobiście. Nie
powiem, zabolało. – Choć teoretycznie Jake się
podporządkował, faktycznie nie potrafił „wyłączyć” w sobie
Alfy, tak jak myślał na początku. Próbowaliśmy jakoś wszystko
wspólnie ogarniać, ale... No, gryźli się ze sobą.
– Może nie aż tak
drastycznie? – przerwał mu Embry. – Jake i Sam źle się
z tym czują. Sam mogę potwierdzić, że jest jakoś... dziwnie.
Może i nie skoczyliby sobie do gardeł, nie kłócili się nawet,
ale to czuć.
– Dlatego właśnie podjęliśmy
decyzję o zostawieniu wszystkiego tak, jak było jeszcze kilka dni
temu – podjął Sam. – Jacob i Seth wracają na ziemie
Cullenów.
– Seth, nie mógłbyś usadzić
tyłka w domu? – zdenerwowałam się. – Człowieku, szkołę
masz!
– A tu mam kogoś, kogo
powinienem ochraniać. Sam uważa, że powinniśmy wznowić patrole,
by wypatrywać innych wampirów. Przecież Volturi mogą już się
kręcić w pobliżu, nie wiadomo, kiedy zaatakują.
– Niby masz rację. Ale do
patroli ja i Jacob w zupełności byśmy wystarczyli!
– Daj spokój. Należę do tej
sfory, a ty nie masz na to wpływu, Leah.
– Niech ci będzie. –
Zawahałam się. – Tylko... zaraz, moment. Skoro znowu są dwie
sfory... to dlaczego my się słyszymy?
– Nasze połączenie myślowe
chyba jest inteligentniejsze, niż mogliśmy się spodziewać. –
W głosie Sama usłyszałam nutę fascynacji. – Jacob i Seth
stanowią odrębną sforę, ale ty, Leah, należysz do obu watah
jednocześnie. Przez to, że wtedy podporządkowałaś się Jacobowi,
słyszysz Setha, zaś dzięki temu, że obiecałaś być naszym
łącznikiem, masz kontakt z resztą.
– A Seth?
– My się nie słyszymy sami z
siebie – wyjaśnił mój brat. – Rozmawiamy przez ciebie.
Poczułam się tak, jakby mój mózg
miał odmówić współpracy. Wyobraziłam sobie, jakie konsekwencje
niesie ze sobą bycie łącznikiem, i aż mi się słabo zrobiło.
Przepuszczam myśli wszystkich przez siebie, jakbym była jakimś
cholernym kablem telefonicznym...
– Ładnie powiedziane –
pochwalił ktoś.
Teraz to już byłam pewna, że
oszaleję. W takim stanie o wzniesieniu muru mogłam sobie tylko
pomarzyć...
Nagle zamarłam. Zatrzymałam się
gwałtownie, nadstawiając uszu i węsząc w skupieniu. Coś
słyszałam... Coś dużego, szybkiego i przedzierającego się
niezbyt dyskretnie przez gęstwinę po mojej prawej stronie. W jednej
chwili przypadłam do ziemi i odruchowo wyszczerzyłam kły, gotowa
przywitać gościa jak najmilej się tylko da. Przez moment
przemknęło mi przez myśl, że może to Bella – myślała, że
wytropiła sobie jakieś ładne zwierzątko, a w rzeczywistości
zasadziła się na mnie...
– Wyluzuj, to tylko ja!
– Seth! – Zerwałam się
wściekle, warknęłam na powietrze, gotowa skoczyć na brata, jak
tylko do mnie podejdzie. – Prawie zawału przez ciebie dostałam!
– Jacob zaraz powinien być.
Chyba dobrze by było, gdybyśmy tam poszli, nie?
Choć niechętnie, musiałam
przyznać mu rację.
Nie przypuszczałam, że Bella mogła
uporać się z polowaniem tak szybko, ale gdy zatrzymałam się na
linii drzew przy podjeździe, słyszałam już lekkie kroki dwóch
osób i delikatny zapaszek świeżej zwierzęcej krwi w powietrzu.
– To chyba puma – ocenił
Seth, marszcząc nos.
– Pumy nie są przypadkiem pod
ochroną? – Nie mogłam się powstrzymać.
– To chyba i tak lepiej, niż
gdyby zabiła człowieka, nie? – Jared brzmiał na
zdenerwowanego. Od czasu nieszczęsnego przekazywania wiadomości od
Sama wybitnie nam się nie układało.
– Ludzi jest więcej, niż pum
– syknęłam. – I w ludziach można przebierać. Na przykład
zabijać tylko tych złych. Przecież ich nie brakuje. A co takiego
niby zrobiły zwierzęta?
Wyczułam, że chciał powiedzieć
coś jeszcze, ale gdy przesłałam mu myślową wizualizację tego,
jak odgryzam mu uszy i robię z nich naszyjnik, postanowił
zamilknąć.
Jacob właśnie schodził ze swojego
motocykla. Niepewnie zerknął w stronę krzaków, za którymi ja i
Seth się schroniliśmy, lekko skinął nam głową, jakby dziękując
za to, że tu jesteśmy. A niby gdzie mielibyśmy być?
– Seth, Leah – pamiętajcie,
cokolwiek się stanie, nie rzucajcie się na nią – upomniał
nas Sam. – Bella jest w dość... nietypowym stanie i może
dziwnie się zachowywać. Nawet jeśli będzie chciała rzucić się
na Jacoba, interweniujcie tylko w ostateczności. Nie zapominajcie,
że ma o wiele więcej siły, niż zwykły wampir.
– Oj, bo jeszcze pomyślę, że
być za mną płakał – prychnęłam.
– Leah, mówię poważnie...
– A ja poważnie odpowiadam.
Daruj sobie, wiem, co powinnam zrobić, by nikt mnie nie zjadł.
Słyszałam już ich o wiele
wyraźniej. Spięłam się, gdy Jacob nagle wyprostował się i
stanął z założonymi na piersi rękoma, jak ochroniarz. Seth
nerwowo przebierał łapami, nie zważając na deptane paprocie, ja
zaczęłam zataczać półokręgi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Instynkt podpowiadał mi, że powinnam chronić kogoś, kogo uznałam
za Alfę – być może nawet zasłonić go własnym ciałem – lecz
zdrowy rozsądek pilnował, bym nie przekroczyła granicy drzew.
Tak, muszę to przyznać – Bella
wyglądała pięknie. Jej skóra lśniła w świetle słońca, długie
włosy naraz stały się jakby gęstsze i bardziej błyszczące.
Nawet czerwone oczy miały w sobie coś magnetycznego. Jacob na jej
widok spiął się wyraźnie i bardziej wyprostował, jakby zagradzał
jej dalszą drogę.
– Co on robi? Tylko ją tak
sprowokuje! – denerwowałam się.
– Spokojnie, Leah. Nic nie rób.
Ty też możesz ją sprowokować – przypomniał Sam.
Edward delikatnie złapał żonę za
przedramię i przyciągnął mocniej do siebie, gdy zatrzymała się,
zdezorientowana.
– Jacob, nie szarżuj –
powiedział cicho. – To chyba nie jest najlepsza metoda...
– Właśnie, przestań stać
tak, jakbyś miał ją za wroga! – zaskomlał Seth.
– On cię nie słyszy, młotku
– przypomniałam usłużnie.
– Jacob wie, co robi –
warknął Sam.
– A jaka jest lepsza? – odezwał
się nagle Jacob.
– Albo i nie – mruknął
Alfa z zakłopotaniem.
– Mamy dopuścić ją od razu do
małej? – wściekał się Jake. – Bezpieczniej będzie najpierw
przeprowadzić eksperyment z moim udziałem. Na mnie przynajmniej
wszystko szybko się goi.
Edward chwilę się wahał, puścił
jednak dziewczynę, wycofując się lekko.
– Jak by nie było, to twój kark.
– No żesz kurde, co oni
robią?! Zaraz problem dwóch Alf sam nam się rozwiąże! –
warknęłam zarówno w myślach, jak i na głos.
Bella wyglądała na
zdezorientowaną. Ciekawa byłam, co właśnie działo się w jej
głowie. Pewnie zastanawiała się, dlaczego Jacobowi tak bardzo
zależy na bezpieczeństwie Nessie? Dlaczego narażał dla niej
życie?
– A może po prostu zastanawia
się, w jakim sosie go zjeść – syknął Paul.
– Święte słowa! –
ucieszyłam się. – Wreszcie ktoś wykazał się choć
szczątkowym poczuciem humoru! Kocham was, wilczki wy moje!
Napięcie niebezpiecznie się
przedłużało. Wampirzyca ewidentnie nie wiedziała, co powinna
zrobić – postawa Jacoba intrygowała ją i niepokoiła
jednocześnie. Przez jedną krótką chwilę wydawało mi się, że
bitka jest nieunikniona, lecz wtedy Jake postanowił zmądrzeć –
uśmiechnął się i stwierdził jak gdyby nigdy nic:
– Kurczę, Bells, mogliby cię w
cyrku pokazywać.
– Mistrz sytuacji po prostu
– załamałam się.
– Tylko bez obelg, kundlu –
wściekł się Edward.
– Nie, on ma rację. – Żona
jakby delikatnie zatrzymała go w miejscu. – To te oczy, prawda? Aż
ciarki przechodzą.
– Można dostać zawału na ich
widok. Ale poza tym, nie jest tak źle. Myślałem, że będzie
gorzej.
– Dzięki za superkomplement.
Edward ciągle warczał gdzieś z
boku.
– Rany, dlaczego oni muszą być
tacy cukierkowi? – zaskamlałam. – Że już nawet żartować
z nich nie można, bo drugie od razu dostaje pierdzielca?
– To się nazywa miłość,
Leah – podsunął Seth.
– Miłość wyklucza
przyjacielskie docinki? To ja chyba jednak jej nie chcę.
Jacob w tym czasie kontynuował
swoją arcysłodką gadkę:
– Ciągle wyglądasz jak ty –
no, tak mniej więcej. Właściwie to nie tyle wygląd, co takie
poczucie, że to ty. Nie sądziłem, że będzie tak, jakbyś cały
czas tu była. Tak czy siak, pewnie już niedługo się do tych oczu
przyzwyczaję, i tyle.
– Przyzwyczaisz się? – Bella
wyglądała na zbitą z tropu.
Jacob spiął się i zrobił minę,
która mi skojarzyła się jedynie ze szczeniaczkiem, który coś
przeskrobał. Spojrzał na Edwarda niepewnie.
– Dzięki. Obietnica obietnicą,
ale mogłeś mimo wszystko się wygadać. Przecież zwykle spełniasz
wszystkie jej prośby bez szemrania.
– O, widzicie? To nie brzmi jak
miłość, tylko bezwarunkowa służba. Tudzież obsesja.
– Zamknij się, Leah –
warknął ktoś.
Zapomniałam o odpowiedzi, bo Edward
właśnie powiedział coś zabawnego:
– Może mam po prostu nadzieję,
że tak ją rozeźlisz tym wyznaniem, że urwie ci głowę.
Ryknęłam takim śmiechem, że aż
całej sforze w pewnym momencie się udzieliło.
– Macie teraz przede mną sekrety?
– nie wytrzymała nowo narodzona. – Powiecie mi w końcu, co jest
grane, czy nie?
– Później ci to wytłumaczę –
jęknął zakłopotany wilkołak. – Najpierw zajmijmy się tym tu.
– Wskazał na siebie. Spoglądając wyzywająco, ruszył w jej
kierunku.
– No nie! Kurde, on chyba nie
zamierza tego zrobić?! – zaczynałam wpadać w panikę.
– Leah, stój! – Seth i
Sam zawołali właściwie jednocześnie, lecz nie zamierzałam ich
słuchać. To było silniejsze ode mnie – wysunęłam się
spomiędzy drzew i ustawiłam za Jacobem, skomląc cicho. Seth, nie
czekając dłużej, podążył za mną, lecz trzymał się w
bezpieczniejszej odległości. Kompletnie nie wiedziałam, co
powinnam zrobić – rzucić się na dziewczynę? Odsunąć Jacoba?
Stanąć pomiędzy nimi?
– Zostać w miejscu –
wycedził Sam. – Nie pomożesz im, jeśli to przerwiesz. Nic
złego się nie dzieje.
Brat pocieszająco oparł mi się o
bok.
– Wyluzujcie. – Jacob obejrzał
się na nas przez ramię. – Trzymajcie się od tego z daleka.
– Łatwo ci mówić, idioto! Co
ty chcesz udowodnić?! – wściekałam się, ale nikt mi nie
odpowiadał. Sunęłam za nim krok w krok, nie zamierzając
odpuszczać. Słodkawa woń wampirów nieprzyjemnie drapała mnie w
nosie.
– No, Bells, do dzieła. – Jacob
rozłożył demonstracyjnie ramiona. – Pokaż nam się od
najgorszej strony.
– Kretyn! – syknęłam.
Bella nie ruszała się z miejsca.
– No, szybciej, zanim się
zestarzeję – zaśmiał się na siłę. – Okej, wiem, że nic z
tego, ale łapiesz aluzję.
– Dowcip jest śmieszny tylko
wtedy, gdy nie mówi się w tak idiotyczny sposób, że jest dowcipem
– wtrąciłam, choć nie mógł mnie słyszeć. Zbliżył się do
wampirzycy o kolejny krok, beztrosko wołając coś w stylu „obwąchaj
mnie sobie”.
Bella wtuliła się plecami w pierś
Edwarda, który z siłą zaciskał jej palce na ramionach. Gdyby była
człowiekiem, pewnie połamałby jej kości. Gdy wzięła pierwszy
wdech, nachylając się nad piersią wilkołaka, spięłam się do
ewentualnego skoku. Z następnym pociągnięciem nosem jednak jej
wyraz twarzy się zmienił, uspokoiła się nieco i wyprostowała.
– Uch – stęknęła w końcu. –
Nareszcie rozumiem, o co zawsze było tyle hałasu. Jacob, ty
najnormalniej w świecie cuchniesz!
Wszyscy parsknęli zgodnym,
cukierkowym śmiechem, dając zelżeć całemu napięciu. Nawet Seth
szczeknął kilka razy, nie mogąc się powstrzymać. Postąpił
trochę do przodu, ośmielony, ja w razie czego cofnęłam się.
– I kto to mówi. – Jacob
skrzywił się, teatralnym gestem zatykając nos.
– Jak dzieci –
skwitowałam.
– To co, zdałam egzamin, tak? –
upewniała się Bella. – Wtajemniczycie mnie teraz w ten swój
wielki sekret?
– To nic pilnego, naprawdę... –
Jake wyglądał, jakby się spłoszył.
– Biedny Jake – odezwał
się Jared. – Jak on jej to wytłumaczy? Jestem pewien, że
Bella się wścieknie.
– A ty byś się nie wściekł
na jej miejscu? – Quil westchnął ciężko. – Przecież
ona nie do końca to rozumie. Dla niej po prostu będzie wielkim
gościem, który zakochał się w małym dziecku. Mam nadzieję, że
przynajmniej pozwoli mu to wytłumaczyć.
– Pedofilia – zachichotał
ktoś głupio, lecz umilkł, gdy Sam poczęstował go głębokim
warknięciem.
Obserwowałam, jak słodki pochód
niknie w domu.
– Rany, w życiu nie myślałam,
że nazwę wampiry słodkimi, ale naprawdę lepsze określenie mi na
nich nie przychodzi – pożaliłam się.
– I jak obiekcje? –
spytał Sam. – Co o niej sądzicie?
– Moim zdaniem dobrze się
kontroluje. – Seth tryskał entuzjazmem. Widocznie tak się
cieszył, że koleżanka dołączyła do rodzinki jego idoli. – Ani
przez moment nie wierzyłem, że straci panowanie. Trochę się tylko
bała.
– Bo Jake śmierdzi jej
wilkołakiem, to jak miała stracić? – Paul nie wyglądał na
przekonanego. – Renesmee to co innego. Ona bardziej pachnie jak
człowiek.
– Naprawdę sądzicie, że
byłaby w stanie zrobić jej krzywdę? – Mój brat chyba tracił
wiarę w świat. – No rany, przecież to jej dziecko!
– To nic nie oznacza.
Pragnienie może okazać się silniejsze.
– Jesteście beznadziejni.
– Odwrócił się do mnie tyłem.
– Ej, a ja co ci zrobiłam?
Nawet nie mam zdania. Nie chce mi się obstawiać zakładów, na
ostatnim za dużo przegrałam. – Trąciłam go lekko nosem.
I wtedy właśnie coś zaczęło się
dziać.
A konkretnie ciszę rozdarły
wrzaski. I to Belli.
Przez chwilę byłam naprawdę
zaskoczona, bo wampirzyca nie wyglądała, jakby właśnie pożywiła
się krwią półnieśmiertelnego niemowlęcia. Ona wypchnęła z
domu Jacoba, wrzeszcząc:
– Ty zapchlony kundlu! Jak
mogłeś?! Moje dziecko!
– Ups. Chyba się dowiedziała
– skwitował Seth.
– Nie chciałem! To nie było
specjalnie! – Jacob prawie spadł z kilku schodków werandy.
– Jeden jedyny raz miałam ją na
rękach, a tobie już się wydaje, że możesz ją sobie zaklepać,
podpierając się jakimiś bzdurnymi wilczymi czarami-marami?!
Renesmee jest moja!
– Możemy się podzielić –
zasugerował błagalnym tonem.
– Bardzo to pomogło –
skomentował zbaraniały Seth.
– Jak śmiałeś wpoić sobie moją
córkę?! Zupełnie ci odbiło?!
– Nie miałem nad tym kontroli!
Doskoczyła do wilkołaka, pchnęła
go w pierś. Wiele nie myśląc, wyskoczyłam z lasu i zajęłam
pozycję u jego boku, warcząc potwornie. Odpowiedziała mi podobnym
głosem, co sprawiło, że zadrżałam niespokojnie. Od skoku
powstrzymałam się tylko dlatego, że Sam krzyknął na mnie głosem
Alfy w ostatnim momencie.
– Bella, wysłuchaj mnie! Zrozum!
– Chłopak obejrzał się na mnie. – Leah, zmiataj stąd!
– Wal się, jestem twoim
instynktem samozachowawczym! – Odsłoniłam kły.
– A czemu niby miałabym cię
wysłuchać? – Bella wyglądała, jakby naprawdę zamierzała
ukręcić mu łeb.
– Bo to właśnie ty mi o tym
powiedziałaś. Kojarzysz? Powiedziałaś, że istnieje między nami
szczególna więź. Że kiedy przy tobie jestem, wszystko jest na
swoim miejscu. Że zawsze byłem i będę członkiem twojej rodziny.
No i masz, czego chciałaś.
– Myślisz, że będziesz mógł
zostać moim zięciem?!
– To poleciała – szepnął
Seth. – Nikt nic takiego nie mówił...
– Edwardzie, powstrzymaj ją! –
zawołała błagalnie Esme. – Będzie się zadręczać, jeśli coś
mu zrobi!
Wszyscy ją zignorowali.
– No co ty! – oburzył się
Jacob. – Jak możesz to w ogóle tak odbierać?! Na miłość
boską, przecież to jeszcze dziecko!
– No właśnie!
– Wiesz, że nie myślę o niej w
ten sposób! Sądzisz, że gdyby tak było, Edward trzymałby mnie
jeszcze przy życiu? Chcę tylko, żeby była bezpieczna i
szczęśliwa. Czy to takie złe? Czy to aż tak bardzo różni
się od tego, czego ty dla niej chcesz?
– No właśnie, zaakceptuj
wujka Jake'a! Będzie dla Renesmee takim większym labradorkiem...
– zakpiłam odruchowo.
Wszyscy milczeli.
– Jest niesamowita, prawda? –
skomentował w końcu Edward.
Prawie rzygnęłam.
– Ani razu się na niego nie
zamierzyła – przytaknął Carlisle.
– Jak to możliwe?! –
emocjonował się Quil.
– O czymś takim jeszcze nie
słyszałem – wykrztusił Sam.
– Już dawno mogła go zabić!
– Trzymaj się od niej z daleka! –
Bella postanowiła Jacobowi rozkazywać.
– Nie potrafię!
– To się naucz. I zacznij naukę
już teraz!
– Tak się nie da – przypomniał.
– Nie pamiętasz, jak bardzo mnie potrzebowałaś jeszcze trzy dni
temu? Jak trudno ci się było ze mną rozstać? Przeszło ci to,
prawda?
Dziewczyna się zawahała.
– To była ona – kontynuował,
widząc, że może zdoła coś ugrać. – Od samego początku.
Musieliśmy być razem, już wtedy.
Milczała chwilę, jakby
przetrawiała fakty.
– Zabieraj się stąd, póki
jeszcze masz szansę mi uciec – zagroziła, ale jakoś tak już bez
przekonania.
– Bella, przestań. Nessie też
mnie lubi. – Uśmiechnął się rzewnie.
A wszyscy zamarli.
– To był błąd – ocenił
dramatycznie Embry.
– Jak... jak ją nazwałeś?! –
wykrztusiła wampirzyca, zamierając w półkroku.
– No wiesz – wymamrotał – to
imię, które dla niej wymyśliłaś, jest trochę przyciężkie...
– Moja córka skojarzyła ci się
z potworem z Loch Ness?! – ryknęła.
I wtedy wszystko się posypało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz